Pomysł na tegoroczną majówkę jeszcze zimą rzuciła Weronika: byliśmy już kilka razy w Chorwacji to może teraz popłynąć z Chorwacji na drugą stronę Adriatyku, do Wenecji? Pomysł się spodobał. Teraz tylko trzeba było znaleźć jacht, który ma zgodę na żeglugę z Chorwacji do Włoch. Niezawodna agencja żeglarska, z której usług pośrednictwa czarterowego korzystamy już od prawie 10 lat znalazła taki jacht w mieście Pula (Istria, Chorwacja). Jacht ma pozwolenie na żeglugę do Włoch i zgodę na żeglugę nocną. Jedynym ograniczeniem jest nakaz żeglugi w odległości nie większej niż 12 Nm od brzegu. Ale to nie jest dla nas problemem, biorąc pod uwagę planowana trasę rejsu. Tak więc czarterujemy z Puli jacht Dufour 430 Grand Large.

 

Dzień 1 i 2 – 26-27.04.2024 (piątek-sobota)

Tradycyjnie w drogę do Chorwacji ruszamy w piątek około południa. Jedziemy w dwa samochody. Nocleg jak zwykle w połowie drogi, w Mikulovie, przy granicy czesko-austriackiej. Do Puli jedziemy przez Lublanę i obok Triestu.

 

Do mariny Veruda docieramy w sobotę około godziny 1700. Przejęcie jachtu przebiega sprawnie. W czasie, gdy ja, Weronika i Jarek dokonujemy przejęcia jachtu, pozostałe osoby jadą do supermarketu po zakupy rejsowe. O godzinie 1900 jesteśmy już po przejęciu jachtu, z załadowanymi zakupami i rozlokowani w kabinach. Na dziobie śpi Julka, w szuflandii (czyli w kabinie z piętrowymi kojami) śpią Piotrek S. i Wojtek. Piotrek P., czyli nasz kuk chce spać w mesie. W kabinach rufowych śpią Weronika z Klaudią oraz tradycyjnie ja z Jarkiem. Tego dnia zjadamy jeszcze kolację i po niej robię odprawę bezpieczeństwa. Szkolenie praktyczne odkładamy już na rano.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, łódź, statek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Piotr Sajdakowski

 

Dzień 3 – 28.04.2024 (niedziela)

Rano załoga przechodzi szkolenie z zakładania szelek oraz kamizelek ratunkowych. Dopasowane kamizelki każdy od teraz trzyma w swojej koi.

 

O 0900 wychodzimy z mariny. Naszym dzisiejszym celem jest Umag. Mamy do zrobienia ponad 40 mil, a praktycznie nie ma wiatru – jest słaba ”jedynka” i do tego prosto w dziób. Tak więc cały czas idziemy na silniku. W pewnym momencie po prawej burcie pojawia się delfin. Kilka razy wynurza się, ale robi to tak szybko, że nie udaje nam się zrobić żadnego zdjęcia. Niestety, popłynął dalej swoją drogą i do końca dnia nie spotkaliśmy ani jego, ani żadnego z jego kumpli. Przed 1700 wchodzimy do Umagu. Wejście do mariny ACI jest dobrze oznaczone i łatwe. Wcześniej dokładnie zapoznałem się z locją, więc mam wrażenie, jakbym już kiedyś był w tym porcie, mimo, że wchodzę do niego pierwszy raz. Gdy wchodzimy do rozległego basenu mariny, w naszym kierunku podpływa na pontonie pani marinero. Wskazuje nam miejsce cumowania, a potem podaje muringi. Ponieważ cumujemy przy betonowej, stałej (nie pływającej) kei pytam się pani marinero o wskazówki jak zacumować (jak długie cumy, jaka odległość od kei) ze względu na skok pływu. A poziom wody w Umagu zmienia się o około 0,8-1 m. Pani marinero podpowiada optymalne rozwiązanie, które akceptuję (bo to ja jako skipper odpowiadam za jacht, a nie pani).

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, budynek, chmura

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Piotr Sajdakowski

 

Po sklarowaniu jachtu czas na prysznic. Potem udajemy się do centrum Umagu. Idziemy nadbrzeżem zatoki, w której m.in. jest nasza marina, w kierunku starego miasta. Stare miasto jest małe i centralnym miejscem jest plac z kościołem i wolno stojącą dzwonnicą. Starówka ulokowana jest na cyplu i są jeszcze wokół niej resztki starych murów obronnych. Obchodzimy całe stare miasto, mijamy liczne knajpki nad brzegiem morza i o zachodzie słońca wracamy na jacht. Po kolacji gramy jeszcze chwilę w grę planszową ale wszyscy są zmęczeni i niebawem idziemy spać.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, chmura, woda

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Piotr Sajdakowski

 

W nocy woda osiąga najniższy poziom, przez co trap po stronie jachtu musimy przenieść wyżej. To znaczy nie opierać go już o podłogę kokpitu, ale przenieść wyżej i oprzeć na ławce sternika na rufie. Dzięki temu nie ma bardzo stromego podejścia i można bezpiecznie wychodzić na ląd.

 

Dzień 4 – 29.04.2024 (poniedziałek)

Pobudka dzisiaj jest wcześnie i o 0800 rano wychodzimy w morze. Dzisiaj czeka nas długi przelot do Wenecji. Piękne słońce, ale flauta, więc znowu idziemy na silniku. Po pewnym czasie zbliżamy się do systemu rozgraniczenia ruchu (TSS) prowadzącego do Triestu. Praktycznie nie ma ruchu, jedynie w oddali widzimy jeden statek cargo. Przechodzi nam daleko przed dziobem. Około 1000 przecinamy TSS i wpływamy na wody włoskie. Pod prawym salingiem podnosimy więc banderę włoską. Teraz w oddali za rufą przechodzi nam prom idący do Triestu, ale oprócz tego nic się nie dzieje na morzu. Do Wenecji idziemy wzdłuż brzegu włoskiego, w odległości 9-10 Nm od niego. Widzimy w na horyzoncie zarysy zarówno zaśnieżonych szczytów gór, jak i kolejnych mijanych w oddali miejscowości.

 

Obraz zawierający osoba, ubrania, na wolnym powietrzu, statek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Zbliżamy się do toru podejściowego do Wenecji. Na kotwicowisku stoi kilka statków, ale oprócz nich nie ma żadnego ruchu. Wchodzimy na tor podejściowy i wchodzimy w kanał portowy. Mijamy zapory przeciwzalewowe (system Mojżesz) i po skręcie w lewo widzimy już w oddali Wenecję. Na kanale jest spory ruch: małe statki wycieczkowe, tramwaje wodne, łódki. Wszystko pływa w swoją stronę, bez jakiegokolwiek ładu. My podążamy do mariny Santelena, która jest zaraz na początku głównej wyspy Wenecji, na której leży stare miasto. Na minimalnej prędkości wchodzimy do mariny. Naprzeciw nam na pontonie wypływa marinero. Ponieważ nie mieliśmy rezerwacji (okazało się, że mój wczorajszy mail w sprawie rezerwacji nie został odebrany, gdyż biuro mariny od wczoraj ma problem z dostępem do poczty) marinero każe nam zatrzymać się i poczekać na wskazanie miejsca. Po przydzieleniu miejsca, na biegu wstecznym podchodzę do miejsca cumowania i wchodzę między dalby. Cumujemy, marinero podłącza nam prąd (z problemami, bo początkowo nie chce mu w telefonie zadziałać aplikacja uruchamiająca prąd w słupku). Potem udaję się do biura z dokumentami jachtu i załogi. Pani w biurze mariny przyjęła nas „na stan”, ale od razu nie udało nam się zapłacić za postój, gdyż pani nie była w stanie przyjąć od nas dzisiaj pieniędzy tłumacząc się, że jest obecnie „zarobiona”. Ale najważniejsze kwestie pobytowe udało się dopiąć i po prysznicu jesteśmy gotowi do wieczornego spaceru po Wenecji.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, łódź, statek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Do placu św. Marka idziemy wzdłuż głównego kanału wiodącego od morza. Jest zachód słońca więc widoki są piękne. Do pałacu Dożów i placu św. Marka docieramy już po zmroku. Ale to nawet lepiej, bo zabytki są pięknie oświetlone. Z zachwytem wręcz patrzymy na piękne i bogate budowle, które robią niesamowite wrażenie. Widać, że Wenecja była kiedyś bardzo bogatym miastem, bankierem ówczesnego świata, że siedziała wręcz na pieniądzach. Jeżeli plac św. Marka robi dzisiaj takie wrażenie na turystach, to jak on musiał mocno oddziaływać kilkaset lat temu na przybyszy z innych rejonów ówczesnej Europy?

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, chmura, niebo, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający budynek, na wolnym powietrzu, pojazd, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, Rynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po obejściu placu św. Marka zagłębiamy się w wąskie i kręte uliczki starego miasta. Dzisiaj kolacje jemy na mieście. Na dzisiejszy wieczór w planie mamy pizzę. Znajdujemy fajną pizzerię ukrytą w labiryncie wąskich uliczek. Pizza jest dobra, do tego równie dobre czerwone wino własnej produkcji. Na jacht wracamy nieśpiesznie błądząc wąskimi i krętymi uliczkami. Często uliczka jest ślepa i kończy się kanałem, a niekiedy nad kanałem jest przerzucony kamienny mostek. Mimo, że jest późno, od czasu do czasu kanałem płynie motorówka albo gondola z pasażerami. Ponieważ zbliża się północ więc wracamy już na jacht. Jutrzejszy dzień będzie w całości przeznaczony na zwiedzanie Wenecji.

 

Uwagi nawigacyjno-praktyczne dotyczące Wenecji:

·       Wejście do Wenecji jest dobrze oznakowane, ale boja bezpiecznej wody w zasadzie nie przypomina ani kształtem ani kolorem takiej boi. Jeśli jednak pominie się ten fakt, to wszystko jest ok. Wejście jest szerokie i nie przeszkadza nawet większy ruch innych jednostek. Trzeba tylko zwracać uwagę na łódki z wędkarzami, które stoją (już w kanale) na torze wodnym, przy jego krańcach. Bliżej samej Wenecji ruch mocno gęstnieje, pojawia się coraz więcej mniejszych jednostek. Trzeba zwracać uwagę na wszystko („mieć oczy naokoło głowy”), nie robić żadnych gwałtownych ruchów ale utrzymywać swój kurs i prędkość, bo na przykład tramwaj wodny potrafi iść na nas z dużą prędkością by finalnie minąć nas 3 metry za rufą. Zatem bardzo ważne jest by zachowywać się w sposób w pełni przewidywalny dla innych jednostek.

·       Wejście do mariny Santelena jest węższe niż szersze ale łatwe. Sama marina nie jest ciasna. Cumuje się wchodząc między dalby, nie ma muringów. Miejscowy marinero na pontonie w razie potrzeby może pontonem nadrzucić dziób jachtu. Nasz jacht Dufour 430 Grand Large ma szerokość kadłuba 4,3m i wchodząc między dalby mamy z każdej burty tylko po około 10cm luzu. Ale mając jedną płetwę sterową można bez problemu nadrzucić rufę, by dokładnie wpasować się w dalby. Warto mieć przygotowane ze 2 butelki piwa, by podziękować marinero za asystę przy cumowaniu. Drobny gest, który buduje dobrą atmosferę.

·       Co do samej mariny to cumuje się do pływających pomostów i jest głęboko. Więc nie ma problemu z pływami. Planując wejście lub wyjście z Wenecji trzeba natomiast sprawdzić przewidywaną wysokość pływu i upewnić się, że zapory systemu Mojżesz nie będą zamknięte, co przez kilka godzin uniemożliwi wejście lub wyjście z Wenecji na pełne morze.

·       Marina jest dobrze wyposażona. Pomosty są prawie nowe, na kei łatwo dostępne słupki z prądem i wodą. Jedyny problem jest z sanitariatami. Oczywiście są, są czyste, ale mamy tylko trzy kabiny prysznicowe i dwie toalety, pisuarów brak (piszę o części męskiej). W związku z tym rano tworzą się małe kolejki do sanitariatów. Wg pani z biura mariny szefostwo pracuje już nad rozwiązaniem tego problemu i dąży do rozbudowy bazy sanitarnej. Ale nie podała kiedy to może nastąpić.

·       W majówkę były w marinie wolne miejsca, ale marina nie była pusta. Dlatego też w wysokim sezonie warto dokonać rezerwacji miejsca z odpowiednim wyprzedzeniem.

 

Dzień 5 – 30.04.2024 (wtorek)

Dzisiaj cały dzień spędzamy w Wenecji. Rano wstajemy nieco później niż w poprzednie dni. Po porannej toalecie śniadanie jemy w kokpicie i wychodzimy na miasto. Idziemy do najbliższego przystanku tramwaju wodnego, kupujemy bilet dobowy (25 EUR/osobę, podczas gdy bilet ważny 75 minut kosztuje 9,50 EUR) i ruszamy tramwajem na przejażdżkę. Mijamy plac św. Marka i wpływamy w Grande Canale.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, woda

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Na kanale panuje duży ruch: tramwaje, gondole, taksówki, łodzie z zaopatrzeniem sklepów i lokali gastronomicznych. Spotykamy także łódź kurierską DHL! Wszystko płynie w swoim kierunku mijając się o włos. Wzdłuż kanału stoją malownicze kamienice. Niektóre z nich to hotele, a wejście do nich to pomost do zacumowania motorówki dowożącej gości. Płynąc tramwajem oglądamy widoki, które wcześniej znaliśmy z pocztówek i folderów.

 

Obraz zawierający transport, statek wodny, łódź, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Obraz zawierający transport, statek wodny, łódź, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

 

Przepływamy pod mostem Rialto, który jest jednym z charakterystycznych obiektów w Wenecji. Wysiadamy na najbliższym przystanku i pieszo zapuszczamy się w wąskie uliczki. Przechodzimy również zatłoczonym mostem Rialto.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, statek wodny, łódź, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Uliczki w Wenecji są wąskie i kręte. Łatwo się zagubić i iść w innym kierunku niż się zamierzało. Idąc uliczkami co jakiś czas napotykamy kanał. Kanały są przeważnie wąskie i kręte. Czasami płynie po nich jedna lub kilka gondol. Nad kanałami przerzucone są kamienne mostki. Tak więc spacer w takiej scenerii jest niesamowity. Jedyna niedogodność to tłum turystów. Spacerując zatrzymujemy się w jednej z restauracyjek na obiad. Oczywiście bierzemy risotto lub spaghetti.

 

Obraz zawierający łódź, na wolnym powietrzu, pojazd, statek wodny

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po smacznym posiłku kontynuujemy wędrówkę uliczkami i placami Wenecji. Gęsta zabudowa i wąskie uliczki zaczynają być dla nas czymś oczywistym. Na krótki odpoczynek zatrzymujemy się w kawiarni na filiżankę espresso i ciastko (oczywiście z kremem pistacjowym). Potem idziemy na plac św. Marka. Do bazyliki św. Marka niestety nie wchodzimy, gdyż do wejścia jest bardzo długa kolejka. Idziemy więc na przystanek tramwaju wodnego i podrzucamy się dwa przystanki do bazyliki Santa Maria della Salute, która jest na sąsiedniej wyspie. Jej sylwetka jest również jednym z symboli Wenecji. Zwiedzamy bazylikę a następnie spacerujemy uliczkami tej wyspy. Tutaj jest znacznie mniej turystów ale za to są bardziej malownicze kanały i mostki. Dochodzimy do Grande Canale i przez spory drewniany mostek dla pieszych wracamy na główna wyspę. Kontynuując spacer idziemy na tiramisu do wytwórni chlubiącej się wieloletnią tradycją w produkcji tego deseru.

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, budynek, Rynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający transport, łódź, statek wodny, woda

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, budynek, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Ponieważ jest już wieczór, kierujemy się do placu św. Marka. Tam przechadzamy się wokół placu, pod arkadami Starej i Nowej Prokuracji (siedziby dawnych władz Republiki Weneckiej). Zaglądamy tam do Caffé Florian, istniejącej tutaj od 29 grudnia 1720 r., najstarszej kawiarni Wenecji. Następnie udajemy się do przystanku tramwaju wodnego i pełni wrażeń wracamy do mariny, na nasz jacht.

 

Obraz zawierający sklep, scena, Handel detaliczny, Okno wystawowe

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 6 – 1.05.2024 (środa)

Dzisiaj wracamy do Chorwacji. Na dzisiaj przewidywane jest pogorszenie pogody. To znaczy ma być pochmurno, a przechodzący niż ma dać wiatr w porywach do 5B. Wieczorem przy brzegu chorwackim prognozowane są natomiast porywy wiatru do 7B. Dlatego też, by zdążyć dotrzeć do Chorwacji jeszcze przed tym silnym wiatrem, pobudkę robimy o 0500 rano, jeszcze w ciemności. Chcę wyjść z mariny przed świtem, gdy zrobi się już w miarę jasno. Nie chcę wychodzić po ciemku, gdyż nie wszystkie znaki nawigacyjne są oświetlone. Świt dzisiaj zaczyna się o 0500 a wschód słońca jest o 0600. Wcześniej sprawdziłem, że zapory przeciwzalewowe nie będą zamknięte, gdyż będzie w tym czasie blisko niskiej wody. O 0545 jest już wystarczająco widno, więc wychodzimy z mariny. Na kanale nie ma jeszcze praktycznie żadnego ruchu. W tym samym kierunku co my idzie jeszcze tylko tramwaj wodny (linia nocna). Ustawiam się w jego kilwaterze i idziemy w kierunku morza.

 

Wychodzimy na otwarte morze. Na kotwicowisku stoi w dalszym ciągu kilka statków, a poza tym pusto. Wiatr stabilny, 3B, ale niestety prosto w nos, więc znowu uprawiamy motorowodniactwo. Biorąc pod uwagę prognozę pogody nie chcę póki co tracić czasu na halsowanie. Wolę spalić więcej paliwa i przybyć do portu w spokojniejszych warunkach niż walczyć z wiatrem 7B.

 

Droga do Novigradu przebiega bez przygód i istotniejszych zdarzeń. Prognoza pogody póki co nie sprawdza się. Zamiast chmur i wiatru 5B mamy piękne słońce i umiarkowany wiatr. Ale w oddali, po chmurach widać, że prognoza była trafna, ale nadejście niżu na szczęście opóźnia się. Zobaczymy jak będzie z pogodą następnego dnia. Przy brzegu Chorwacji staje się nieco silniejszy, ale osiąga co najwyżej 4B (i oczywiście dalej prosto w dziób). W dalszym ciągu mamy też nad sobą niebieskie niebo. Około 1700 wchodzimy do Novigradu. Najpierw podchodzimy do stacji paliw i tankujemy do pełna. Potem marinero na pontonie prowadzi nas do miejsca w marinie. Jest to marina prywatna (nie ACI) i jest bardzo dobrze wyposażona. Ma rozbudowane i dobrze utrzymane zaplecze sanitarne. I co ciekawe, jest tańsza niż np. marina ACI w Umagu.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, łódź, statek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po ogarnięciu jachtu i siebie idziemy do miasteczka. Stare miasto znajduje się jak zwykle na cyplu wychodzącym w morze. Jest kościół z wolno stojącą, kwadratową dzwonnicą, kręte wąskie uliczki. W jednej z nich znajdujemy restaurację, a raczej gospodę, w której zamawiamy rybne płyty (półmisek dla 2-3 osób, każdy zawierający różne rodzaje grillowanych ryb i owoców morza). Każdy próbuje różnych ryb , ośmiorniczek, małży, krewetek. Po takiej kolacji robimy jeszcze spacer uliczkami miasta, odwiedzamy sklepik z wyrobami lokalnej destylarni i wieczór spędzamy na jachcie.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, Sąsiedztwo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający jedzenie, talerz, posiłek, zastawa stołowa

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Piotr Sajdakowski

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, chmura, niebo, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 7 – 2.05.2024 (czwartek)

Dzisiaj w planie mamy poranne wyjście z portu i dojście wczesnym popołudniem do Rovinij, gdyż do godziny 1500 pogoda ma być dobra a potem spodziewany jest sztorm. Ale życie pisze własny scenariusz. Gotowi do odejścia włączamy silnik i ster strumieniowy. I okazuje się, że ster strumieniowy nie działa. To znaczy sterowanie działa (słychać kliknięcia styczników), ale nie działa silnik, śruba steru nie kręci się. Szukamy bezpiecznika aby sprawdzić w pierwszej kolejności, czy to on nie jest przyczyną problemu. Z instrukcji technicznej jachtu nie wynika jednak gdzie jest ten bezpiecznik. Po rozmowie z bazą czarterową wiemy, że jest on pod koją w kabinie dziobowej. Mimo odkręcenia wszystkich śrub nie udaje nam się podnieść blatu koi. Mimo, że technik z bazy czarterowej mówi by użyć siły, w naszej opinii nie jest to dobry pomysł bo doszłoby do wyłamania drewnianych prowadnic. Po sesji rozmów z bazą oraz zaangażowaniu naszej agencji żeglarskiej w Polsce, do Novigradu przyjeżdża dwóch elektryków z firmy czarterowej. Aby dostać się do steru okazuje się, że muszą rozebrać całą koje dziobową. Bezpiecznik jest w porządku. Wg nich nie było styku na jednym ze złącz. Poprawili, ster zadziałał, sprawdzili kilka razy że działa, pojechali.

 

Robimy drugie podejście do wyjścia z portu. Załoga jest na stanowiskach manewrowych. Włączamy silnik i ster strumieniowy. Okazuje się, że ster strumieniowy znowu nie działa! Jeszcze raz telefon do bazy czarterowej i elektrycy wracają do nas. Tym razem walczą dłużej z problemem. Po pewnym czasie poddają się i mówią, że awaria jest poważna i nie dadzą rady jej teraz tutaj usunąć. Telefonicznie potwierdza nam to także menedżer bazy czarterowej. Tak więc nie mamy steru strumieniowego, ale nie jest to dramat. Przyzwyczajony jestem do manewrowania bez steru strumieniowego.

 

W trakcie prób naprawy steru strumieniowego przechodzi nam okienko pogodowe. Zaczyna mocno wiać. To właśnie dotarł do nas ten opóźniony niż. Stojąc w porcie nasz wiatromierz pokazuje wiatr 25-27 węzłów, mimo że jesteśmy schowani w zatoce osłoniętej od nawietrznej starym miastem! Do wiatru dołącza się jeszcze okresowy ulewny deszcz. Ponieważ wiatr ma się uspokajać dopiero pod wieczór, to decydujemy, że zostajemy na drugą noc w Novigradzie. Trudno, Rovinij odwiedzimy kiedy indziej. Słuszność naszej decyzji potwierdza rozmowa z załogą sąsiedniego jachtu, który właśnie wszedł do portu. Na morzu mieli wiatr dochodzący do 40 węzłów!

 

Skoro mamy dzień „lądowy” to idziemy na spacer na stare miasto. W jednej z nadbrzeżnych restauracji siadamy na przekąskę, czyli na zupę rybną. Niestety, różni się ona „in minus” od tych zup rybnych, które jedliśmy wielokrotnie w portach Zatoki Gdańskiej. „Nasze” zupy miały zawsze bardzo dużo kawałków ryb z dodatkiem warzyw. Ta w Novigradzie to cienki rosołek ze śladowymi ilościami ryby i ryżu. Kontynuujemy spacer po starówce. Docieramy do resztek starych murów obronnych, które mają furtkę wychodzącą wprost do morza. Na kolację siadamy na tarasie restauracji wychodzącym wprost na morze. Tym razem zamawiamy mięsne płyty, czyli półmiski z mieszanką różnych rodzajów grillowanych mięs oraz surówki. Po dobrym posiłku kontynuujemy spacer, po czym już po zmroku wracamy na jacht. Praktycznie nie ma już wiatru. Jutrzejszy dzień ma być spokojny pod względem pogody.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, droga, budynek, ulica

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, chmura, krajobraz

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 8 – 3.05.2024 (piątek)

Dzisiejszy dzień wita nas piękną pogodą. Po załatwieniu formalności w biurze mariny wychodzimy z portu. Wiatr 3B ale znowu niestety prosto w nos. Nie mamy jednak czasu na halsowanie, gdyż przed 1700 musimy być w bazie czarterowej. Ponadto musimy jeszcze zatankować jacht (może być kolejka do stacji, bo to ostatni dzień czarterów i wszyscy spływają do bazy). Tak więc znowu mamy motorowodniactwo. Morze jest rozbujane po wczorajszym sztormie, idziemy często burtą do fal, które mają około 1,5 m wysokości. Mimo to załoga z apetytem je śniadanie i jedyną trudnością jest trzymanie talerzy i rozlewanie herbaty i kawy do kubków. Ale obeszło się bez poparzeń.

 

Mijamy Rovinij i z daleka oglądamy panoramę starego miasta. Z czasem wiatr lekko skręcił i udaje nam się na godzinę postawić genuę, ale nie rezygnujemy z silnika, gdyż musimy o odpowiedniej porze zdążyć do Puli. Mając godzinę zapasu wchodzimy do zatoki, w której jest docelowa marina. Podchodzimy do stacji paliw i jesteśmy już piątym jachtem w kolejce, a kolejne wciąż nadpływają. Trzeba więc trochę poczekać na swoją kolej tankowania. Po zatankowaniu idziemy w głąb zatoki, do pirsu nr 16. Tam marinero pokazuje nam nasze miejsce. Podchodzimy bez steru strumieniowego, ale w ogóle nie odczuwam jego braku. Cumujemy, klarujemy jacht i korzystając z tego, że jesteśmy jednym z pierwszych jachtów, dokonujemy technicznego i formalnego zdania jachtu. Przebiega to sprawnie i bez problemów.

 

Chcieliśmy jak najszybciej dopełnić formalności w bazie czarterowej by mieć czas na zwiedzenie Puli. Tak więc o 1800 ruszamy samochodami do centrum Puli, gdyż marina Veruda leży na skraju miasta. Parkujemy w pobliżu starego miasta pod ruinami amfiteatru z czasów rzymskich. Piękna, majestatyczna budowla bardzo przypomina rzymskie Koloseum, lecz amfiteatr (tak, jego nazwa to Amfiteatr) w Puli jest trochę mniejszy. Został on zbudowany w 2 r. p.n.e. Mógł pomieścić 23 tys. widzów, co czyni go szóstym co do wielkości obiektem tego typu na świecie. Na świecie w tak dobrym stanie zachowane są tylko trzy tego typu obiekty: Koloseum w Rzymie, Al-Dżamm w Tunezji i właśnie ten, w Puli. Obchodzimy zabytek, zaglądamy do jego środka.

 

Obraz zawierający budynek, stadium, niebo, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Piotr Sajdakowski

 

Następnie idziemy w kierunku starówki. Idziemy obok zachowanych resztek murów obronnych. Przez zachowaną bramę z czasów rzymskich (Łuk Sergiusza) wchodzimy w wąskie uliczki starego miasta. Nie różnią się one w zasadzie od tych, które widzieliśmy w Umagu, czy Novigradzie. W ramach wieczoru kapitańskiego siadamy w kawiarni, gdzie każdy zamawia sobie ciastko lub lody oraz kawę albo sok. Po przerwie kontynuujemy spacer. W pewnym momencie dochodzimy do głównego placu i tam wszyscy doznają efektu wow!. Przed nami stoi rzymska Świątynia Augusta i Romy (I. w n.e.). Obok świątyni znajduje się natomiast renesansowy ratusz w stylu weneckim. Obie budowle są ładnie oświetlone, co podkreśla ich urodę i niezwykłość. Wychodząc z placu idziemy malowniczymi uliczkami, przy których stoją urokliwe kamienne domy, często w stylu weneckim. Dobrze dobrane oświetlenie potrafi podkreślić scenerię uliczek. Niestety, czas nas goni, gdyż następnego dnia musimy wcześnie wstać, by zapakować się do samochodów i o 0700 ruszyć w drogę do Warszawy.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, łuk

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, Rynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, niebo, uliczka

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 9 – 4.05.2024 (sobota)

Pobudka o godzinie 0600, pakujemy się i o 0700 ruszamy w drogę do Warszawy. Śniadanie jemy w barze przy stacji benzynowej w Słowenii. Za to na obiad zatrzymujemy się w małej miejscowości pod Wiedniem, oddalonej 2 km od autostrady. Postanowiliśmy tam zajechać ze względu na wiele pozytywnych opinii publikowanych w Internecie na jej temat. Restauracja jest przy głównym deptaku miasteczka i ma własny parking. Zamawiamy oczywiście Wiener Schnitzel oraz Kartoffelsalat, bo przecież trzeba to zjeść będąc w Austrii, w okolicach Wiednia. Jedzenie bardzo dobre, w przystępnej cenie. Kelner bardzo miły. Pozytywne opinie internetowe były więc uzasadnione! Posileni ruszamy w dalsza drogę. Bez przygód do Warszawy docieramy przed północą.

 

 

Termin rejsu:    27 kwietnia-4 maja 2024r.

Jacht:                  s/y Mojito Sunrise (Dufour 430 Grand Large), załoga 8 osób

 

Ilość przebytych mil:      185 Mm

Ilość godzin żeglugi:       38 h

 

Załoga:

Kapitanowie:     Sławek (Pula-Umag-Wenecja-Novigrad) i Jarek (Novigrad-Pula)

Oficerowie:        Weronika, Julia

Żeglarze:            Piotr S., Klaudia, Wojtek, Piotr P. (kuk)

 

Obraz zawierający ubrania, osoba, uśmiech, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający mapa, tekst, atlas

Opis wygenerowany automatycznie