Jak co roku jesień to pora rejsu na żaglowcu. W tym roku to jest Pogoria. Na rejs po Morzu Śródziemnym zapisaliśmy się już wiosną. My, to znaczy paczka co roku pływająca na żaglowcach: Zawiasie, Borchardzie, Bryzie H, Gedanii. Teraz więc mamy szansę poznać kolejny żaglowiec, tym razem rejowy: barkentynę Pogoria. I po raz pierwszy jesienny rejs mamy nie na Bałtyku, ale na ciepłych wodach mórz południowych.

 

Dzień 1 i 2 – 10-11.11.2023 (piątek-sobota)

Z Warszawy wyruszamy autokarem w piątek, około 1300. W autobusie jest już część załogi jadącej z Gdańska. Po drodze, w Gliwicach, zabieramy ostatnią grupę załogi. Przez noc przejeżdżamy Czechy, Austrię i większą część włoskiej części trasy naszej podróży. Tak więc niewiele było widać przez okno. Około 0900 dojeżdżamy do Genui. Jedziemy estakadami między gęsto i chaotycznie pobudowanymi blokami mieszkalnymi. Co ciekawe, pranie w mieszkaniach wisi poza balkonami, a nie na balkonach, przez co bloki wyglądają niedbale, jakby były obwieszone szmatami. Zbliżając się do portu mijamy stosy kontenerów. Przejeżdżamy obok zabudowań lotniska i autobus parkuje w marinie.

 

Od autobusu do Pogorii jest kilkadziesiąt metrów. Najpierw nosimy z autobusu na keję przy Pogorii prowiant, który z nami przyjechał. Jest tego sporo, bo to pełne wyżywienie dla ponad 40 osób na 7 dni, na 3 posiłki dziennie. Ale załadunek na statek przebiega sprawnie dzięki utworzeniu łańcucha i przekazywaniu kolejnych paczek z rąk do rąk po trapie na pokład, zejściówką w dół do kambuza i finalnie do magazynku prowiantowego. Ponieważ przydział osób do kabin został już wcześniej dokonany i ustalone zostały składy poszczególnych wacht, więc od razu każdy wie, gdzie wrzucić swoje bagaże, gdzie jest jego koja.

 

Obraz zawierający okno, budynek, szkło/szklanka, iluminator

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Adam Kotarbiński

 

Ale nie mamy czasu na rozpakowanie się. Nasza wachta ma teraz kambuz, więc od razu przygotujemy późne śniadanie dla załogi, po którym sprzątamy. Jak tylko kończymy naszą pracę w kambuzie, udajemy się na rufę. Tam jest zbiórka załogi z kapitanem. Po powitaniu i omówieniu głównych zasad obowiązujących na statku, każda wachta przechodzi szkolenie ze swoim oficerem. Omawiane jest rozmieszczenie poszczególnych urządzeń, rozkład i funkcje pomieszczeń i lokalizacja sprzętu ppoż. Omawiane są zasady pełnienia wacht oraz dopasowujemy pasy bezpieczeństwa. Omawiamy stawianie i zrzucanie żagli oraz nasze funkcje przy manewrach portowych. Robimy obchód statku. Wchodzimy rufową zejściówką i jesteśmy pod salonikiem i kajutą kapitana, które są na samej rufie. Idąc w kierunku dziobu: po lewej i prawej burcie są dwuosobowe kajuty oficerów, potem na lewej burcie jest czteroosobowa (nasza) kajuta, a w korytarzyku odchodzącym w prawo jest kabina armatorska (dwuosobowa) oraz druga kabina czteroosobowa. Potem przechodzimy przez małą mesę (oficerską) i wchodzimy w korytarz. Po prawej stronie jest ubikacja i łazienka oficerów i załogi stałej, potem ubikacja, dalej łazienka z kolejną ubikacją. Po lewej stronie jest natomiast kajuta kuka (a właściwie kukułki, bo o nasze żołądki na naszym rejsie dba Kasia) oraz kajuta bosmana i rozdzielnia elektryczna. Wchodzimy do mesy. Po prawej stronie jest korytarzyk prowadzący do kabiny mechanika oraz kajuty ośmioosobowej i łazienki z ubikacją. Tam też jest zejście do maszynowni. Idąc dalej przez mesę mijamy cztery ośmioosobowe stoły na lewej burcie (tu jemy posiłki), a po prawej stronie kambuz. Wychodząc z mesy jesteśmy w sekcji dziobowej, gdzie w dwóch kubrykach są koje dla reszty załogi, rozmieszczone po burtach w trzech poziomach. W sumie są tam 23 koje. Na samym dziobie są natomiast jeszcze dwie łazienki i dwie ubikacje i magazynki bosmańskie. Z dziobowego kubryku wychodzimy zejściówką dziobową na pokład i zaglądamy do „klasy” czyli pomieszczenia, w którym można prowadzić zajęcia dydaktyczne. Wracamy na rufę i zapoznajemy się z wyposażeniem kabiny nawigacyjnej.

 

Na szkoleniu i poznawaniu statku mija nam czas do obiadokolacji. Po posiłku idziemy do sklepu, do którego jest spory kawałek do przejścia. Jest on w mieście, a my stoimy w porcie, obok pasu startowego lotniska. Po zrobieniu zakupów siadamy jeszcze w kawiarni przy porcie na szklance lokalnego piwa. Po powrocie na statek idziemy spać.

 

Dzień 3 – 12.11.2023 (niedziela)

Od godziny 0400 do 0800 mamy wachtę trapową. Dzielimy się godzinami służby. Ja, Jarek i Adam pełnimy służbę przy trapie od 0700 do 0800. Przed godziną ósmą przygotowujemy banderę do podniesienia. O 0750 cała załoga zbiera się wachtami na rufie i punktualnie o godzinie 0800 podnoszona jest bandera oraz wybijane są cztery szklanki na dzwonie okrętowym Pogorii. Następnie kapitan przekazuje najważniejsze informacje, także członkowie załogi stałej i oficerowie mają możliwość przekazania informacji całej załodze. Ceremoniał podniesienia bandery oraz zbiórka całej załogi odbywa się codziennie podczas całego naszego rejsu.

 

Po porannym apelu jest śniadanie, a po nim szkolenie rejowe. Jest to instruktaż jak wchodzić na reje, jak się zachować, gdzie i jak się wpinać pasami bezpieczeństwa. Następnie chętni, pod nadzorem oficerów, wchodzą lewą burtą na pierwszą platformę fokmasztu i schodzą prawą burtą. Na reje wchodzą tylko ochotnicy, nikt nikogo nie zmusza.

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, lina, maszt

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Rano było pochmurnie i zimno, ale około 1100 chmury znikają i jest niebieskie niebo oraz piękne słońce. Robi się ciepło, nawet bardzo ciepło. Około południa odchodzimy od kei. Odejście jest na szpringu rufowym. Dla mnie nowością jest aktywny udział pontonu w manewrach portowych. Przy odchodzeniu cumownicy (członkowie załogi) nie wskakują na pokład ale zostają na kei. Gdy cumy zostaną oddane i statek odejdzie od nadbrzeża, statkowy ponton zabiera cumowników z kei na pokład statku. Przed cumowaniem natomiast zawozi on cumowników na ląd, by miał kto odebrać cumy. Poza tym ponton pełni rolę steru strumieniowego: podczas cumowania w razie potrzeby przesuwa dziób Pogorii w lewo lub prawo albo dostawia rufę do nadbrzeża.

 

Wychodzimy z portu. O ile przy samej Genui wiatr jest umiarkowany, to w kierunku Korsyki wiatr tężeje. Tam jest sztorm z wiatrem 7-8 B. Kapitan decyduje więc, że idziemy do Nicei. Najpierw idziemy na samym silniku. W oddali, po prawej burcie przesuwają się góry, brzeg włoski. Po pewnym czasie kapitan ogłasza ćwiczebny alarm opuszczenia statku. Wszyscy gromadzimy się z pasami ratunkowymi przy swoich tratwach ratunkowych. Nasza wachta ma przydzieloną tratwę numer 4. Przy tratwie oficer omawia zasady wodowania tratwy i ewakuacji do niej. Po alarmie mamy czas wolny, ale nie trwa to za długo. Niebawem ma miejsce drugi alarm – alarm pożarowy. Ja zgłosiłem się do demonstracji stroju do walki z ogniem, więc zakładam kombinezon ognioodporny, hełm strażacki, specjalne buty, a na plecy zakładam butlę z powietrzem połączoną z maską. Maskę trzymam już tylko w ręku i nie zakładam na twarz. Po odboju alarmu mam sesje zdjęciową, każdy chce sobie zrobić zdjęcie „z misiem”, czyli ze mną w stroju strażaka.

 

Obraz zawierający ubrania, niebo, na wolnym powietrzu, hełm

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Po alarmach jest czas na kolację. Potem mamy chwilę wolnego, ale nie za długo, bo o 2000 obejmujemy wachtę nawigacyjną, która trwa do północy. Wachta przebiega bez szczególnych wydarzeń. Regularnie zmieniamy się na sterze, na oku lub w kabinie nawigacyjnej. Idziemy wzdłuż wybrzeża więc daleko w oddali widać światła miejscowości. Noc jest pogodna i ciepła (17 stopni). O północy przekazujemy służbę kolejnej wachcie i idziemy spać.

 

Dzień 4 – 13.11.2023 (poniedziałek)

O godzinie 0800 obejmujemy wachtę nawigacyjną. O ile w nocy było ciepło, to w ciągu dnia robi się wręcz gorąco. Słońce, niebieskie niebo, zero wiatru. Jest ponad 22 stopnie w cieniu. Około 0900 stajemy w dryfie pod Monte Carlo – widzimy z daleka wieżowce miasta i wycieczkowiec stojący na redzie portu. Czekamy na uzyskanie zgody portu w Nicei na wejście. Mimo, że stoimy w dryfie, bardzo nami buja, gdyż z południa przychodzi duża martwa fala. To echa trwającego tam sztormu.

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, statek, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Około 1000 dostajemy zgodę na wejście do Nicei. Zrzucamy foksztaksla i grotsztaksla. Ja, Jarek i „Jakac” zrzucamy foksztaksla. Z powodu rozkołysu mamy na dziobie niezły rollercoaster: parę metrów w górę i w dół, dwa razy zmoczyła nas fala wchodząca na pokład. Do Nicei dochodzimy na silniku. Wejście do portu jest szerokie, ale idzie się przy skalistych wzgórzach, na których gęsto są pobudowane wille. Są zadbane i zdecydowana ich większość jest ładna i elegancka. Ale widzimy też pewną ilość „gargameli”. Mijamy marinę dla małych jachtów i cumujemy w głównym basenie portowym. Od razu zakładamy podwójne cumy i szpringi, gdyż według prognozy pogody do Nicei ma nadejść sztorm. Z tego powodu będziemy prawdopodobnie stać w Nicei do środy. Ale póki co jest piękna, wręcz letnia pogoda.

 

Obraz zawierający transport, statek wodny, na wolnym powietrzu, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po sklarowaniu statku jest zbiórka i kapitan zezwala zejść na ląd. Idziemy więc do miasta całą wachtą. Po wyjściu z portu idziemy w kierunku plaży. Podążamy promenadą, po lewej stronie mając kamienistą plażę (ciemne, grube kamienie), a po prawej pawilony z restauracjami i kawiarniami. Promenada wysadzana jest palmami. Po kilkuset metrach spaceru promenadą skręcamy do starego miasta. Na jednym ze staromiejskich deptaków kończy się właśnie pchli targ. Siadamy w sympatycznej kawiarni, gdzie ja i Jarek zapraszamy naszą wachtę oraz naszego oficera Marka na „zmoczenie” naszych patentów kapitańskich. Mowę wprowadzającą wygłosił kapitan-senior Jakac. Fajna, w miłym towarzystwie rozmowa przy lokalnych napojach. Po tym przystanku kontynuujemy spacer po starówce.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, woda, drzewo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Starówka to wąskie uliczki, przy których stoją 3-4 piętrowe kamienice. Nie są one jakoś szczególnie urodziwe. Po prostu domy z gładkimi, niczym nie udekorowanymi, ani nie urozmaiconymi frontonami, prostokątne okna. Tu i ówdzie odpada tynk, tu i ówdzie biegnie jakiś kabel po ścianie albo zwisa jakaś puszka instalacyjna z rozgałęzieniem kabli. Ale wrażenie ogólne jest miłe. Być może to zasługa latarni, które dodają uliczkom magicznego blasku. Na kolację siadamy w małej restauracyjce. W zależności od indywidualnego gustu zamawiamy stek wołowy, owoce morza, rybę oraz oczywiście francuskie wino. Na deser pijemy jeszcze kawę.

 

Obraz zawierający budynek, na wolnym powietrzu, droga, scena

Opis wygenerowany automatycznie

 

Wracając na statek idziemy wzdłuż nadbrzeża portowego, przy którym cumują 40-50 metrowe jachty motorowe. Noszą one bandery Malty, Kajmanów czy też Gibraltaru. Po powrocie na statek dołączam do części załogi zgromadzonej w kubryku, gdzie w akcji jest gitara. Śpiewamy szanty. Przed północą idę jednak spać, gdyż od 0300 do 0400 mam razem z Jarkiem i Adamem wachtę trapową. To tylko godzina i czas przy trapie będzie nam mijał szybko. Ale trzeba jednak wstać, a nie spać w koi.

 

Dzień 5 – 14.11.2023 (wtorek)

Dzisiaj cały dzień stoimy w porcie. Po śniadaniu mamy czas do obiadokolacji. Nasza wachta musi być z powrotem na statku o 1730, pół godziny wcześniej niż inni, gdyż dzisiaj mamy kambuz. Ale i tak mamy sporo czasu. Jedziemy więc do Monte Carlo! Z Nicei do Monte Carlo pociągiem podmiejskim jedzie się mniej niż pół godziny. Ponieważ Księstwo Monako nie należy do Unii Europejskiej, to wyłączamy w telefonach roaming dla transmisji danych. Koszty są po prostu wielokrotnie wyższe niż w krajach Unii.

 

Stacja Monte Carlo jest pod ziemią. Po wyjściu z dworca pierwsze kroki kierujemy do słynnego Casino De Monte Carlo. Znany z licznych zdjęć i filmów (także tych o przygodach Jamesa Bonda) budynek w rzeczywistości jest równie okazały. Jego bezpośrednie otoczenie – kawiarnia z końca XIX wieku, ekskluzywny hotel w stylu nawiązującym także do tego okresu, skwer z fontanną dopełniają obrazu. Przed kasynem zaparkowane są Bentleye, Rolls-Royce a także skromnie wyglądające w tym towarzystwie Mercedesy i Porsche. Do kasyna można wejść. Po kontroli bezpieczeństwa wchodzimy do hallu. Przypomina rozmiarami halę dziewiętnastowiecznego dworca kolejowego. Podłogę stanowi marmurowa mozaika. Po bokach marmurowe kolumny. Na ścianach i suficie kolorowe freski, a w oknach piękne witraże. Z hallu można wejść do sali gier (trzeba kupić bilet), ale uznajemy, że nie ma to sensu, gdyż w tej sali są tylko automaty do gier i żadnej ruletki, stołów do pokera itp. Poza tym jest przedpołudnie i sala świeci pustkami.

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, budynek, samochód

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający budynek, w pomieszczeniu, korytarz, duże

Opis wygenerowany automatycznie

 

Przy wejściu jest salon z zegarkami Omega. Przy zegarkach nie ma podanych cen. Ceny są podane tylko dla zegarków z limitowanej wersji 007 i tutaj ceny zaczynają się od 10.000 euro.

Z kasyna idziemy w kierunku portu. Idziemy w pewnym momencie chodnikiem w tunelu znanym z transmisji wyścigów F1, mijamy ładny budynek jachtklubu (Yacht Club de Monaco) i wchodzimy na pirs. Oglądamy stojące w porcie jachty, głównie motorowe. Wielopokładowe, 40-sto, 50-cio metrowe i większe. Jest również i duży statek wycieczkowy z pięcioma masztami, na których są prawdziwe żagle na rollerach.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, statek, niebo, statek wodny

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Z pirsu przepływamy na drugą stronę portu elektrycznym promikiem. Następnie idąc wzdłuż brzegu morza wspinamy się do Muzeum Oceanograficznego. To monumentalny budynek zbudowany na przełomie XIX i XX wieku, na urwisku skalnym nad morzem. W muzeum jest imponujące akwarium (laguna rekinów) oraz akwarium dla żółwi, które jest elementem szpitalika dla żółwi morskich. Oglądamy również ekspozycje pokazujące historię badań polarnych.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, woda, forteca

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po zwiedzeniu oceanarium robimy przejażdżkę kolejką turystyczną, podczas której słuchamy (nagranie jest także w języku polskim!) informacji o mijanych miejscach oraz o historii Monako. Co ciekawe, do połowy XIX w. było to ubogie księstwo żyjące praktycznie z rolnictwa (głównie oliwki). Dopiero w drugiej połowie XIX w. powstało stowarzyszenie, które wybudowało pierwsze łazienki kąpielowe i pierwsze kasyno. I tak rozpoczęła się kariera współczesnego Monte Carlo. Jadąc kolejką objeżdżamy port, jedziemy ulicami, po których odbywają się wyścigi F1. Jedziemy przy Casino De Monte Carlo i dalej wąskimi i krętymi uliczkami. Są takie uliczki, na których są wyłącznie sklepy takich marek jak Dior, Louis Vitton, Rolex, Philippe Patek, Cartier, Bvlgari, Chanel. Jedziemy obok siedziby rządu księstwa (Rada Rządowa składająca się z Ministra Stanu, czyli premiera oraz pięciu Radców, czyli ministrów) oraz parlamentu (Rada Narodowa, składająca się z jednej izby liczącej 24 członków). Jednym z ostatnich przystanków jest pałac księcia Monako.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, ziemia, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Generalnie Monte Carlo przypomina mi w pewnym sensie makietę: bardzo gęsto poupychane budynki i wieżowce, wąskie i kręte uliczki, a to wszystko umieszczone na stokach gór schodzących do morza. Na ulicach sporo samochodów z najwyższej półki, takich marek jak: Bentley, Rolls-Royce, Aston Martin Ferrari, Lamborghini. Mercedesy w tym towarzystwie jawią się jako samochody popularne, budżetowe. Monte Carlo jest miastem zadbanym i bardzo czystym. Daje się zauważyć dbałość o szczegóły, dopieszczoną małą architekturę i zieleń. Jak się dowiedzieliśmy podczas przejażdżki, miasto jest bardzo bezpieczne. Monitoring obejmuje praktycznie 100% obszaru miasta, a jeden policjant przypada na około 60-ciu mieszkańców. Ciekawie jest się przejść po tym mieście, ale nie wiem, czy mieszkanie tam na stałe byłoby wygodne. W Monte Carlo na każdym miejscu widać bogactwo. Jechaliśmy np. obok nowo budowanego małego osiedla nad brzegiem morza. Wg przewodnika koszt tego osiedla ma wynieść około 2 miliardy euro!

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, niebo, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Czas szybko mija i musimy wracać na statek. Idziemy więc na dworzec i pociągiem wracamy do Nicei. O 1730 rozpoczynamy wachtę kambuzową. Przygotowujemy nakrycia stołów w mesie i serwujemy posiłki przygotowane przez Kasię, naszego kuka. Po obiadokolacji sprzątamy stoły, zmywamy naczynia i garnki, a raczej wielkie gary, sprzątamy kambuz, czyli kuchnię.

 

Od popołudnia pogoda się pogarszała i wzrastał wiatr. Wieczorem wiatr jest już bardzo silny. Więc jak widać, decyzja kapitana o postoju w Nicei była jak najbardziej trafna. Nasz statek mocno pracuje na cumach. Wiatr odsunął nas od nadbrzeża, więc trzeba było podnieść trap i zamocować go na żurawikach pontonu. Dzięki temu wieczorem możemy zejść na ląd. Korzystając więc z okazji udajemy się na wieczorny spacer. Wiatr na promenadzie jest tak samo silny jak i w porcie. Co jest jednak dla nas trochę zaskakujące, jest on bardzo ciepły. Mimo, że jest 14 listopada, pogoda bardziej przypomina wietrzny lipcowy wieczór w Polsce. Część naszej wachty osiada w amerykańskim barze. Ponieważ jest tam duże zadymienie dymem papierosowym, ja i Jarek postanawiamy pospacerować jeszcze wąskimi uliczkami starej Nicei. Wreszcie trafiamy na uliczkę z kilkoma kawiarenkami. Siadamy w jednej z nich, przy stoliku wystawionym na zewnątrz. Zresztą robią tak wszyscy klienci, gdyż wewnątrz lokalu jest pusto. Zamawiamy karafkę domowego wina czerwonego i nieśpiesznie, podczas miłej pogawędki delektujemy się tym bardzo dobrym winem. Niebawem wracamy na statek. Trzeba iść spać, bo o 0700 musimy być w kambuzie by przygotować śniadanie.

 

Obraz zawierający napój, zastawa stołowa, stół, osoba

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 6 – 15.11.2023 (środa)

Ranek wita nas piękną pogodą i słabym już wiatrem. W dalszym ciągu mamy wachtę kambuzową, więc o 0700 stawiamy się w mesie, by przygotować śniadanie dla załogi, które jest o 0730. O 0800 zbiórka załogi na rufie i podniesienie bandery. Po zbiórce wachta schodząca ze służby je jeszcze śniadanie, a potem sprzątamy mesę i kambuz. Obieramy też warzywa i kroimy mięso na obiad. Ale to nie koniec obowiązków. Do wachty kambuzowej, zwanej gospodarczą należy również sprzątnięcie statku, a więc odkurzenie części wspólnych i ich mopowanie, wyczyszczenie łazienek i ubikacji, wyczyszczenie drewnianych poszyć ścian i zejściówek oraz poręczy wewnątrz statku. Prace kończymy po 1100, a o 1200 jest alarm manewrowy, więc udajemy się na nasze stanowiska na rufie. Odcumowujemy. Robimy klar na cumach.

 

Zaraz po wyjściu z portu, o 1300 ponownie stawiamy się w kuchni. Przygotowujemy mesę do obiadu i wydajemy obiad. Nalewanie zupy z wielkiego gara do waz i roznoszenie ich na stoły jest nie lada wyczynem, gdyż statek bardzo mocno przechyla się na falach. Mimo dużego bujania na obiad stawia się cała załoga, nikt nie choruje, apetyty dopisują. Po obiedzie znowu zmywanie talerzy i sztućców po ponad 40 osobach, mycie wielkich garów, chochli, przemysłowych patelni. Kończymy około 1500 i mamy chwilę wytchnienia, bo już od 1600 do 2000 mamy wachtę nawigacyjną. Podczas tej służby prowadzimy statek. Rotacyjnie zmieniamy się za sterem, na stanowiskach obserwacyjnych, czyli na oku (lewa i prawa burta oraz rufa) oraz przy urządzeniach nawigacyjnych w kabinie nawigacyjnej. Wachta przebiega bez szczególnych wydarzeń. Idziemy na wschód, z Francji, w kierunku „buta” włoskiego. Obserwujemy przepiękny zachód słońca. Potem na bezchmurnym niebie pojawia się mnóstwo gwiazd. Co ciekawe, Wielki Wóz jest tutaj, na Morzu Liguryjskim znacznie większy, niż na niebie w Polsce, czy na Bałtyku. Wachtę kończymy o 2000 i idziemy spać. Następną wachtę nawigacyjną zaczynamy o 0400. Jak widać, na żaglowcu nie ma za dużo czasu na nudę. Przez noc idziemy w dalszym ciągu na wschód, w kierunku do Portofino.

 

Obraz zawierający statek, na wolnym powietrzu, niebo, żeglowanie

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Dzień 7 – 16.11.2023 (czwartek)

Na wachtę przychodzimy o 0350. Przejmujemy służbę od poprzedniej wachty. Podczas naszej służby trochę się dzieje: zrzucamy foksztaksla i grotsztaksla, a po jakimś czasie, gdy mamy lepszy kurs wobec wiatru, stawiamy je ponownie. Dokonujemy zmian kursu, by zachować bezpieczną odległość od dwóch statków, które idąc na autopilocie chcą nas minąć w stosunkowo małej odległości. O 0800 kończymy wachtę, ale nie idziemy spać, bo zaraz po śniadaniu podchodzimy do lądu. Ze względu na wiatr nie stajemy na kotwicy pod Portofino, jak to było w pierwotnych planach, ale idziemy kawałek dalej, pod miejscowość Camogli. Pogoria staje w dryfie i pontonem bosman przewozi nas na ląd, do małego portu Camogli.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, chmura, jezioro

Opis wygenerowany automatycznie

 

Porcik jest mały, ale bardzo malowniczy. Wokół basenu portowego stoją małe kamieniczki, tuż przy kamiennym nadbrzeżu. Od portu odchodzą małe uliczki. Niektóre z nich są tak wąskie, że dwie osoby mogłyby mieć problem, by się minąć. Kamieniczki są niemal bliźniacze, w pastelowych odcieniach kolorów żółtego, pomarańczowego, beżowego. Idąc malowniczym nadbrzeżem , skręcamy na schody prowadzące do wyższego poziomu ulic. Tam jest stacja kolejowa.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, port, statek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Kupujemy bilet i jedziemy pociągiem jeden przystanek (ciekawostka – następną stacją, za tą, na której wysiadamy jest Rapallo, miasto w którym podpisano w 1922r. traktat między Rzeszą niemiecką, z ZSRR). Po wyjściu z dworca wsiadamy w mały autobus, który jedzie wąską i krętą drogą nad brzegiem morza do Portofino. Droga jest tak wąska i kręta, że nasz mały autobusik powoli i z uwagą pokonuje niektóre zakręty. Z nadjeżdżającymi z przeciwka samochodami mija się „na zapałkę”. Dojeżdżamy do Portofino. To mała miejscowa letniskowa. Wyjątkowo malownicza zatoczka, wokół której stoją miniaturowe kamieniczki, a nad wszystkim góruje zamek.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, niebo, chmura

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, chmura, statek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po obejściu zatoczki siadamy w małej restauracji, na pływającej platformie. Jest tam pusto, bo klientów zniechęca jej rozkołys. My natomiast tego w ogóle nie zauważamy, bo na Pogorii przyzwyczailiśmy się już do większego bujania. Jak podają przewodniki, Portofino jest jedną z najbardziej ekskluzywnych małych miejscowości wypoczynkowych na włoskiej riwierze. Dowiedzieliśmy się tego przy regulowaniu rachunku w restauracji: mała pizza 30 EUR, zupa rybna 40 EUR, litrowa butelka wody mineralnej 10 EUR. Ale z drugiej strony posiłek był wart swojej ceny.

 

Obraz zawierający jedzenie, stół, zastawa stołowa, napój

Opis wygenerowany automatycznie

 

Wracamy do Camogli. Tam siadamy w nadbrzeżnej kawiarni na kieliszek lokalnego wina, bo mamy jeszcze godzinę do transportu na statek. Zza chmur wychodzi słońce i pięknie oświetla promenadę i tarasowo rozmieszczone domki. W oddali na morzu widzimy Babcię (jak pieszczotliwie nazywana jest Pogoria) pomału zbliżającą się do portu. W ruch idą aparaty, by uchwycić żaglowiec w towarzystwie malowniczych budynków. O 16 30 bosman zaczyna zabierać nas z portu na statek pontonem, w grupach po 7 osób. Gdy wszyscy są już na pokładzie ruszamy w drogę do Imperii.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, chmura, woda

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po kolacji mamy chwilę odpoczynku, gdyż od 2000 do północy mamy wachtę nawigacyjną. Jest piękny wieczór, 20 st. Celsjusza, nad nami rozgwieżdżone niebo. Podczas tej wachty jestem głównie w kabinie nawigacyjnej. Czas płynie szybko, bo coś się dzieje. Przechodzimy przez tor podejściowy do Genui, a torem podążają jeden za drugim, w pewnej odległości od siebie, dwa statki idące do Genui. Idą z różnymi prędkościami. AIS pokazuje, że bez zmiany kursów dojdzie do nadmiernego zbliżenia. Cały czas razem z Markiem, naszym oficerem, obserwujemy i analizujemy sytuację, aby w odpowiednim momencie skorygować nasz kurs, by minąć się z nimi w bezpiecznej odległości, a zarazem zbytnio nie zbaczać z naszej założonej marszruty. Po raz pierwszy od wielu rejsów mam ten komfort, że to nie ja podejmuję decyzje, gdyż nie jestem w tym rejsie ani kapitanem, ani oficerem, a tylko asystentem nawigacyjnym. W sumie ta intensywna obserwacja zajmuje nam dwie godziny.

 

Po minięciu się ze statkami zdaję kabinę nawigacyjną innemu członkowi naszej wachty i staję jeszcze na oku, by odetchnąć świeżym powietrzem morskim i podelektować się piękną, ciepłą nocą na morzu. O północy kończymy wachtę i idziemy spać, gdyż o 0700 jest pobudka, o 0730 śniadanie, a o 0800 zbiórka załogi i podniesienie bandery. Na Pogorii jest bowiem zwyczaj, że także w morzu celebrowane jest podnoszenie bandery o ósmej rano. Oczywiście w nocy idziemy pod banderą, ale tuż przed godziną ósmą wachta nawigacyjna opuszcza ją, by mogła być podniesiona podczas zbiórki załogi.

 

Dzień 8 – 17.11.2023 (piątek)

O godzinie ósmej ponownie obejmujemy wachtę nawigacyjną. Wita nas piękny, słoneczny poranek. Jest jeszcze chłodno, ale już o 0900 jest ciepło - 23 stopnie i słońce mocno grzeje mimo wiatru. Na morzu jest pusto, ale morze jest mocno rozkołysane. Duża martwa fala bierze się stąd, że niedaleko nas, na południu jest cały czas sztorm z wiatrem 50-60 węzłów. Fala mocno nami rzuca. Dziób idzie wysoko w górę i zaraz opada. Podczas wachty stoję na oku na lewej burcie, blisko dziobu, przed fokmasztem.

 

Obraz zawierający statek, na wolnym powietrzu, łódź, woda

Opis wygenerowany automatycznie

 

Pokład często idzie 4-5 metrów w górę, a potem o te kilka metrów zwala się w dół. Stojąc przy dziobie doświadczam momentami stanów nieważkości. Opadając dziób uderza w wodę i rozbija fale. Fala często wchodzi na pokład. Podczas mojej służby na oku weszliśmy w wyjątkowo dużą falę. Na pokład wdarła się ściana wody i widzę idącą w moim kierunku białą ścianę kipieli. Ta fala zmoczyła mnie od pasa w dół, ale tuż za pierwszą podąża druga, jeszcze większa. Tu już nie mam szans. Jestem cała mokry, przemoczony do suchej nitki. Spodnie, koszulka, polar wyglądają jakbym wpadł w nich do basenu. W butach chlupie mi woda. Fala nie zalała mi jedynie głowy. Pogoria schodząc z tej fali zaryła także rufą w wodę i zalała Agnieszkę stojącą przy rufowym relingu. Tak więc jak trzy przemoczone kury (ja, Agnieszka i Jacek, prawe oko na dziobie) schodzimy do kabin by się całkowicie przebrać. Mokre ubranie idzie na pokład. Mam nadzieję, że słońce i ciepły wiatr wysuszą ubranie, a przede wszystkim buty.

 

Wchodzimy do Imperii. W porcie cumują nie tylko małe jachty, ale i superjachty. My stajemy między superjachtami. Kapitan parkuje Pogorią „po śródziemnomorsku” lub jak kto woli „po chorwacku”: wchodzi na wstecznym między sąsiadujące jachty i cumujemy rufą do kei, a dziobem do muringów. Trudność manewru polega jeszcze na tym, że nasze reje, mimo, że są maksymalnie zbrasowane, to i tak ich końce wystają poza obrys kadłuba. Kapitan musi więc podczas cumowania zwracać także uwagę na to, by rejami nie uderzyć w górne pokłady stojących obok superjachtów. Po zacumowaniu robimy klar portowy. Ponieważ jutro schodzimy ze statku, to już dzisiaj dokładnie klarujemy wszystkie liny na naglach.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, niebo, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Wojtek Rybak

 

Po kolacji jest czas wolny. Idziemy do miasta. Ponieważ jest już późno, a jutro będziemy mieć i tak sporo czasu na zwiedzanie, więc dzisiaj idziemy do pubu nieopodal portu. Miło spędzamy tam czas, śpiewając szanty i inne popularne piosenki. Barman użyczył nam gitary! Przed północą kończymy biesiadę i wracamy na statek.

 

Dzień 9 – 18.11.2023 (sobota)

Dzisiaj pobudka jest 10 minut wcześniej. Sprzątamy nasze kajuty. Odbioru dokonuje bosman. Potem każda wachta sprząta inną część statku. Nam przypada pokład oraz kabina nawigacyjna. Ponieważ część robót wykonaliśmy dnia poprzedniego, więc robota nie zajmuje nam dużo czasu. Nasze rzeczy przenosimy na pokład, do pomieszczenia zwanego klasą. Robimy miejsce w kabinach następnej załodze, która już przyjechała i instaluje się na statku. My natomiast mamy wolne do 1600. Idziemy więc do miasta.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, krajobraz, drzewo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Zachodnia część Imperii, starówka do której idziemy, znajduje się na wzgórzu. Na szczycie jest neoklasycystyczna, zbudowana na przełomie XVIII i XIX wieku bazylika San Maurizio, do której wspinamy się krętymi uliczkami. Obok bazyliki siadamy na chwilę w kawiarni, na porannej kawie. Potem schodzimy ze wzgórza idąc w kierunku morza. Idziemy szlakiem spacerowym. W pewnym momencie idziemy chodnikiem, jakby krużgankami. Tablice informacyjne mówią, że to jest droga z XVI w., która pełniła rolę drogi ewakuacyjnej – tędy można było dotrzeć do tajemnych furt w murach nad morzem i uciec z miasta drogą morską.

 

Obraz zawierający ściana, budynek, architektura, forteca

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po wyjściu z labiryntu uliczek idziemy nadmorskim deptakiem tuż przy nadbrzeżnych skałach. Siadamy w małej restauracyjce na wino i smażone sardynki. W drodze powrotnej robimy jeszcze zakupy na drogę i wracamy na statek. Jest jeszcze chwila, więc po pozostawieniu zakupów nasza wachta idzie jeszcze na kawę, a ja idę przejść się po rozległej marinie i pooglądać stojące tam jachty. Szczególne wrażenie robią duże superjachty. Takich na Bałtyku nie widuje się.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, łódź, transport, statek wodny

Opis wygenerowany automatycznie

 

Wracamy na statek. Jest ostatnia zbiórka załogi, podsumowanie rejsu przez kapitana i rozdanie opinii z rejsu. Żegnamy się jeszcze z załogą stałą i po zabraniu bagażu udajemy się wszyscy do autokaru. To już koniec rejsu. Wracamy do domu. Ruszamy z Imperii po 1700. Do Warszawy docieramy nazajutrz około 1500. Warszawa wita nas śniegiem i temperaturą w okolicach 0 stopni.

 

Data rejsu:  11 - 18 listopada 2023r.

Jacht:  STS Pogoria (typ: barkentyna, LOA=47m)

Ilość przebytych mil:  264 Mm

Ilość godzin żeglugi:  75h 45’

Kapitan: Wojciech Wilk

Wachta IV:

Oficer: Marek, Starsza wachty: Agnieszka

Członkowie wachty: Jacek, Adam, Wojtek, „Jakac”, Jarek, Łukasz, Piotr, Sławek

 

Obraz zawierający mapa, tekst, atlas

Opis wygenerowany automatycznie