Po zeszłorocznym rejsie na Gedanii, do spełnienia wymagań stażowych na stopień kapitana jachtowego brakuje nam tylko rejsu 100h na wodach pływowych. Dlatego też w tym roku postanowiliśmy nasz coroczny wrześniowy rejs zrobić wcześniej (by mieć szansę na dobrą pogodę), w sierpniu i na wodach pływowych Morza Północnego lub Kanału La Manche. Ponieważ wypływanie 100 godzin podczas standardowego, tygodniowego rejsu może się nie udać (wystarczy, że pogoda na jedną lub dwie doby zatrzyma nas w porcie), postanowiliśmy wyczarterować jacht na trochę dłuższy okres, 1,5 tygodnia. Z pomocą agencji żeglarskiej, poprzez którą od lat czarterujemy jachty na nasze rejsy , udało się znaleźć jacht na dłuższy okres, w holenderskim porcie Yerseke, małym porcie między Rotterdamem, a Antwerpią.

 

Dzień 1 – 16-17.08.2023 (środa-czwartek)

Z Warszawy wyruszamy 16 sierpnia rano. Na nocleg zatrzymujemy się w Hanowerze. Mamy rezerwację w małym hotelu, nieopodal dworca kolejowego, w samym centrum miasta. Do hotelu docieramy po południu i po zalogowaniu się, około godziny 1700, idziemy obejrzeć miasto. Centrum Hanoweru to współczesne budynki, ale udaje nam się dojść do starówki. Składa się ona z kilku uliczek z kamieniczkami z muru pruskiego. Na starym mieście zjadamy późny obiad i przemierzając nieśpiesznie kolejne uliczki wracamy do hotelu.

 

Obraz zawierający budynek, na wolnym powietrzu, scena, miasto

Opis wygenerowany automatycznie

 

Następnego dnia ruszamy do Holandii, do Yerseke. Po drodze, już w Holandii, zaglądamy na jedzenie do Bergen, a dokładniej: do Bergen op Zoom. Do mariny w Yerseke przyjeżdżamy o 1500, razem z resztą załogi. Przejęcie jachtu w bazie czarterowej przebiega sprawnie i o 1700 jesteśmy gotowi do żeglugi. Aby wyjść na morze, musimy przejść kanałem Zuid-Beveland do Skaldy, która u ujścia kanału jest już szerokim rozlewiskiem. Na wyjściu śluzy na Skaldzie powinniśmy być podczas wysokiej wody, by potem iść do morza na prądzie wychodzącym. Według publikacji nautycznych (niezastąpiony Reeds!) wysoka woda będzie przed 0500. Aby być na czas na Skaldzie, wyjście z mariny planujemy na godzinę 0200 w nocy. Ponieważ to za chwilę, więc idziemy wcześniej spać, by przespać się przynajmniej 3 godziny.

 

Dzień 2 – 18.08.2023 (piątek)

Pobudka o 0130 i zgodnie z planem o 0200 wychodzimy z Yerseke. To będzie długi dzień. O ile basen portowy jest przestronny, to wyjście z portu jest wąskie i zaraz po minięciu główek portu trzeba od razu pod katem prostym skręcić w lewo na wąski tor, gdyż inaczej można wejść na mieliznę (osuch). Co prawda tor jest oznaczony bojami, ale nie mają one świateł i po ciemku prawie ich nie widać. Idziemy więc powoli, wypatrując kolejnej boi torowej, wspomagając się mapą elektroniczną. Po niecałej godzinie wchodzimy w kanał Zuid-Beveland. Jest na nim kilka mostów (mają jedno ponoszone przęsło). Przed każdym z nich wywołujemy radiem obsługę i prosimy o otwarcie danego mostu. Trzeba zazwyczaj poczekać kilka minut na zamkniecie ruchu kołowego i most się podnosi, a my przechodzimy i idziemy dalej. W kanale mijamy się z dwoma dużymi barkami i dochodzimy do śluzy na końcu kanału. Kontaktujemy się ze śluzą przez radio i dostajemy zgodę na wejście do komory. Wchodzimy i cumujemy na biegowo do ściany. Śluza podnosi nas o około 1,5 metra w górę i gdy otwierają się drugie wrota, wychodzimy na Skaldę. Ponieważ jest noc, więc idziemy wg świateł boi toru wodnego. Idziemy skrajem toru, gdyż jest to bardzo ruchliwy szlak wodny prowadzący do Antwerpii, po którym porusza się dużo wielkich statków. Co chwilę jakiś nas mija lub wyprzedza.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, statek, łódź, pojazd

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

O godzinie 0800 obejmuję wachtę. Właśnie przechodzimy obok Vlissingen. To miasto, a przede wszystkim tamtejsza stocznia, są związane z historią Polskiej Marynarki Wojennej. To właśnie tutaj, w ówczesnej stoczni De Schelde, został zbudowany i w styczniu 1938 roku zwodowany okręt podwodny ORP „Orzeł”.

Idziemy cały czas skrajem toru wodnego. Ciągle mija nas jakiś duży statek. Przy końcu toru chcę go przeciąć, by iść na zachód, do Ostendy. Wywołuje nas kontrola ruchu, która pyta o nasze zamiary. Informuję o naszym zamiarze przecięcia toru by iść w kierunku Ostendy. Ponieważ idzie sporo dużych statków, muszę ten manewr uzgodnić przez radio z Zeebrugge Traffic Control, by uzyskać zgodę na przecięcie toru wodnego. Pani operator każe nam czekać, bo idą jeszcze trzy statki i poleca się zgłosić, gdy one przejdą. Gdy przeszły, ponownie wywołuję kontrolę ruchu, ale dostaję informację, by dalej czekać, bo w tor od strony morza wchodzą kolejne dwa statki. Czekamy więc. Gdy i one przeszły, w kolejnej rozmowie z kontrolerem ruchu dostaję zgodę na przecięcie toru, więc na silniku przecinam tor i kierujemy się w kierunku na Ostendę. Po żegludze w otoczeniu dużych statków, przy których nasz jacht jest łupinką, żegluga do Ostendy jest spokojna i samotna. Nie śpieszy się nam, więc idziemy na genui. W pewnym momencie obok nas, przez moment, pojawia się delfin. Ponieważ nikt z załogi nie jest specjalistą od morskich ssaków, więc to stworzenie nazywamy delfinem, bo wygląda jak delfin (specjalista pewnie by doprecyzował, czy to był morświn, delfin jakiś tam, czy też może przedstawiciel innego gatunku). W każdym razie był to sympatyczny ssak.

 

Powoli zbliżamy się do Ostendy. Jest lekka mgła, z której wyłania się wejście do portu i budynki miasta. Od strony morza Ostenda prezentuje się jak jedna ściana bloków mieszkalnych. Wchodzimy do portu, a następnie skręcamy w prawo, do mariny. Wchodzimy do śluzy. Z brzegu przypatruje nam się wielu przechodniów. W trakcie śluzowania dostajemy od obsługi mapkę wskazującą miejsce naszego postoju oraz zawierającą przydatne informacje na temat mariny. Po wyjściu ze śluzy stajemy w marinie w wyznaczonym nam miejscu.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, statek, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Marina ma ciekawą lokalizację. Jest w samym centrum miasta. Brzeg, przy którym jest nasz pomost, to jedna z głównych ulic miasta. Nieopodal naszego miejsca jest przystanek autobusowy. Przeciwległy brzeg to ulica, przy której jeżdżą tramwaje i stoją wysokie budynki biurowo-mieszkalne. Marina jest około 50 metrów od głównego dworca kolejowego. Siedząc w kokpicie widzimy pociągi stojące na peronach.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, łódź, statek, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po sklarowaniu jachtu i toalecie idziemy obejrzeć miasto. Całe centrum Ostendy to tak naprawdę długi deptak, przy którym stoją domy z lat 60’ i 70’. Ze starszych budynków stoi tylko ładny kościół z początków XX wieku. Widać, że Ostenda została całkowicie zniszczona podczas II wojny światowej. Szczerze mówiąc, to niewiele jest ciekawych rzeczy do obejrzenia. Te braki wynagradza położenie mariny. Jak dotychczas nie miałem okazji cumować jachtem w takim ścisłym centrum dużego miasta. Spacer po Ostendzie kończymy w pizzerii. Do dobrej pizzy delektujemy się belgijskimi piwami. Po posiłku wracamy na jacht, gdyż jest późno, a my jesteśmy zmęczeni żeglugą praktycznie od godziny 0200 w nocy.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, statek, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, miasto, chmura

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Dzień 2 – 19.08.2023 (sobota)

Ranek wita nas słońcem. Po wczesnym śniadaniu zgłaszamy śluzie zamiar wyjścia. Chcemy bowiem wyjść z mariny, gdy tylko śluza rozpocznie rano swoją pracę. Odcumowujemy i gdy podchodzimy do śluzy, most uliczny jest już podniesiony i są otwarte wrota śluzy. Wchodzimy do komory śluzy. Podczas śluzowania poziom wody obniża się o około 4m! Cóż, skok pływu nie jest tu mały.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, łódź, statek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Łukasz „Tytus” Bielecki

 

Po wyjściu ze śluzy wychodzimy z portu i nagle widzimy, że mijamy się z foką, która nieśpiesznie płynie sobie w głąb portu. Po minięciu główek portu mamy wiatr o sile 6B i fale około 1-2m. My idziemy na zachód, w kierunku Dunkierki. Oznacza to, że żeglujemy pod wiatr i fale. Dziób rozbija kolejne fale, bryzgi słonej wody docierają aż do kokpitu. W ustach czujemy sól. Co jakiś czas jacht wspina się na fale i spada z niej, waląc dnem o taflę wody, czemu towarzyszy głuchy łoskot. Nasz stateczek mocno pracuje na fali.

 

W pewnym momencie widzimy, że za rufą unosi się nasz obijacz (wstyd się przyznać, został przeoczony przy porządkowaniu cum i obijaczy przy wychodzeniu z portu i teraz się odwiązał i wpadł do wody). Rozpoczynamy manewr podejścia do obijacza. Przy tak dużym wietrze i falach nie jest to proste. Dopiero za którymś razem udaje się dobrze do niego podejść i podnieść ręką z opuszczonej platformy kąpielowej (wcześniej też już go prawie mieliśmy, ale wówczas nie udało się złapać bosakiem za ucho obijacza). Cała operacja była ciekawym doświadczeniem, które pokazało załodze, że podjęcie kogoś/czegoś w takich warunkach nie jest trywialna sprawą. Teraz było to wykonywane w świetle dnia. W nocy na pewno to by się nie udało, bo szybko obijacz byłby stracony z oczu.

 

Po podjęciu obijacza kontynuujemy marsz do Dunkierki. Jak wcześniej, tak i teraz jacht walczy cały czas z falą. Często wchodzi na dwumetrowe fale i zwala się z niej w dół, wyrzucając od dziobu bryzgi wody. Wiatr wg wiatromierza osiąga w porywach prędkość 33-34 węzłów. Z czasem jednak cichnie i stabilizuje się na poziomie 3B. Zbliżając się do Dunkierki idziemy wzdłuż plaży, torem wodnym biegnącym od niej w odległości około 1 mili. To z tej plaży, wschodniej, w 1940 roku odbywała się ewakuacja oddziałów, głównie brytyjskich i francuskich, w ramach operacji Dynamo. Na mapie zaznaczone są liczne wraki. To przede wszystkim jednostki, które zginęły tutaj właśnie na przełomie maja i czerwca 1940 roku.

 

Nasz pierwotny plan podróży zakładał dojście do Calais, ale z obliczeń wyszło nam, że nie zdążymy tam na ostatnie otwarcie śluzy do mariny i musielibyśmy czekać kilka godzin na kolejny slot czasowy, praktycznie robiąc kółka na redzie, co byłoby bez sensu. Podejmujemy więc decyzję, że zawracamy i wchodzimy do Dunkierki. Wchodzimy w główki portu i idziemy wzdłuż resztek pirsu, z którego w 1940 roku żołnierze wsiadali na pokłady statków i okrętów. Idąc wzdłuż tych pozostałości konstrukcji dochodzimy do mariny.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, chmura, woda

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Cumujemy i załatwiamy formalności związane z postojem. Gdy tylko jesteśmy gotowi, idziemy do leżącego nieopodal mariny muzeum poświęconego operacji Dynamo. Muzeum znajduje się w starym forcie i jest całkiem ciekawe. Jest tam sporo informacji umieszczonych na tablicach ilustrowanych licznymi zdjęciami, są zaaranżowane sceny z wykorzystaniem manekinów naturalnej wielkości, ubranych w mundury ówczesnych formacji, są liczne gabloty z ciekawymi dokumentami i elementami wyposażenia, makiety oraz dioramy. A także są działka, karabiny, części samolotów i pojazdów. Zarówno te odrestaurowane, w bardzo dobrym stanie, jak i wygrzebane z piachu lub wydobyte z morza wiele lat po wojnie i prezentowane w takim stanie w jakim zostały wydobyte.

 

Obraz zawierający broń, na wolnym powietrzu, działo, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający pojazd, opona, koło, Pojazd lądowy

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający ściana, statek wodny, w pomieszczeniu, ziemia

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Po zwiedzeniu muzeum idziemy na plażę. Wzdłuż plaży ciągnie się deptak, przy którym stoją hotele. Deptak to klasyczna promenada nadmorska – tłum ludzi, sklepiki z różnymi pamiątkami (np. drewniane kuterki, które tutaj mają naklejkę „Dunkierque”, a nie „Kołobrzeg”, czy „Władysławowo”, co jest jedyną różnicą), restauracje i kawiarnie. Po późnym obiedzie na jachcie idziemy do centrum Dunkierki. Niestety, w mieście znów same budynki z lat 60’ i 70’. Praktycznie żadnych starszych budynków, za wyjątkiem ratusza i starego kościoła z wieżą. Tutaj również widać, że wojna poczyniła duże spustoszenia. W drodze powrotnej na jacht zatrzymujemy się w małej restauracji na kieliszek wina. Mimo, że mamy sierpień, ulice są praktycznie puste, mijamy tylko nielicznych przechodniów. W drodze powrotnej na jacht kupujemy jeszcze trochę lokalnego wina i zapas serów. Kolacja była więc bardzo dobra.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, droga

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, Architektura średniowieczna, katedra

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 3 – 20.08.2023 (niedziela)

Ranek ponownie wita nas słońcem, ale i zupełna flautą. Po śniadaniu wychodzimy z Dunkierki i kontynuujemy naszą podróż na zachód. Piękna pogoda, jest ciepło, ale nie gorąco, małe zafalowanie morza. Idziemy pod wiatr, więc niestety znów na silniku. Zbliżamy się do Calais. Po drodze mija nas duży prom zmierzający do tego portu. Im jesteśmy bliżej Calais, tym bardziej wypatrujemy białych klifów pod Dover („Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover”). Wchodzimy bowiem w Cieśninę Dover (Dover Strait) lub, jak inni ją zwą, Cieśninę Kaletańską, najwęższy fragment Kanału La Manche. Wreszcie dostrzegamy w oddali jasną linię na horyzoncie. Z czasem białe klify Dover stają się coraz bardziej widoczne. Faktycznie, cieśnina jest stosunkowo wąska. Spod brzegu francuskiego dobrze widać brzeg angielski.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, woda, statek wodny

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Przechodząc obok Calais widzimy francuski okręt patrolujący wody cieśniny. Pływa on tam i z powrotem. Widać, że pilnuje, czy nie ma nielegalnej próby przeprawienia się przez Kanał do Wielkiej Brytanii.

 

Przechodząc obok Dover przecinamy linię Calais-Dover. Odnotowujemy ten fakt w dzienniku jachtowym. Zapisu dokonaliśmy raczej ze względów historycznych, niż praktycznych. W okresie przed II wojną światową w Polskiej Marynarce Handlowej ta linia była granicą między żeglugą małą (Bałtyk i Morze Północne do tej linii), a żeglugą wielką (na zachód od tej linii). Przejście z żeglugi małej na żeglugę wielką oznaczało wówczas zmianę zasad pełnienia wacht na statku, inne zasady naliczania wynagrodzenia marynarzy i inaczej liczoną praktykę morską. Tak więc mówimy sobie, że od teraz uprawiamy żeglugę wielką!

 

Cały czas idziemy poza systemem rozgraniczenia ruchu, który biegnie środkiem Kanału La Manche My, jako mały statek, nie powinniśmy po nim się poruszać. Ale widzimy dużą ilość statków idących tamtędy w obydwie strony: wielkie kontenerowce, masowce i inne typy statków. Widać naocznie, że kanał La Manche to jeden z najruchliwszych szlaków w żegludze światowej. Po pewnym czasie mijamy przylądek Gris-Nez. Na szczycie wysokiego klifu stoi latarnia morska. Od strony wody stanowi to bardzo malowniczy widok. Na klifach francuskiego brzegu Kanału widzimy bunkry z czasów II wojny światowej. Mimo, że idziemy w dużej odległości od brzegu, to są dobrze widoczne. Zapewne nie są więc małe. To pozostałości niemieckiego Wału Atlantyckiego.

 

Zbliżamy się do Boulogne-sur-Mer. Prąd pływowy zmienił kierunek, więc idąc teraz pod prąd, idziemy wolniej w stosunku do dna. Wchodzimy w główki portu. Lewą główkę stanowią resztki jakiejś konstrukcji, a prawa główka to bunkier wybudowany na końcu pirsu. Idąc do mariny idziemy kanałem wzdłuż długiego mola, za którym jest kąpielisko i plaża. Dalej, wzdłuż nadbrzeża portowego, stoją bloki mieszkalne, 10-cio piętrowe. Sądząc po architekturze pochodzą chyba z lat siedemdziesiątych. Nie wygląda to ani ładnie, ani malowniczo. Raczej zaskakująco.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, port, statek

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Tomek Mysiak

 

 Wchodzimy do mariny. Stajemy w miejscach opisanych jako miejsca dla jachtów powyżej 10m, gdyż gdzie indziej może być problem, gdy woda opadnie. W trakcie manewrów okazało się, że ster strumieniowy nie chce działać, chociaż rano wszystko było z nim w porządku. Po zacumowaniu pochylamy się nad problemem. Mamy miernik więc oprócz sprawdzenia węchem i ręką, czy coś się nie przegrzało, nie spaliło, itp. mierzymy także prąd i napięcie. Wygląda, że wszystko jest ok, ale nie działa. Ponieważ to niedziela to i armator niewiele nam może pomóc. Stwierdziliśmy wiec, że nic nie zrobimy i zobaczymy co będzie rano (bo ostatnie godziny szliśmy na autopilocie, więc stawiamy tezę, że może jednak to miało wpływ na zasilanie. Rano, po nocy bycia podłączonym do zasilania z brzegu, wszystko było ok, ster zadziałał).

 

Po późnym obiedzie idziemy do miasta. O ile otoczenie mariny i portu to bloki z lat 60’ i 70’, to nieco dalej do portu, na wzniesieniu, znajduje się stare miasto otoczone starymi murami. Wewnątrz tych murów są wąskie uliczki i kamieniczki jak z pocztówki. Wzdłuż uliczek, na parterze domów zadomowiły się liczne kawiarnie i restauracje, których ogródki wychodzą na ulicę. Nad starym miastem góruje kościół z dużą kopułą. Według mnie jest ona bardzo podobna do kopuły wieńczącej waszyngtoński Kapitol. Na koniec spaceru siadamy w jednej z kawiarni na kawę i ciastko.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, dom

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Wracamy na jacht znowu idąc ulicami z zabudową z lat 60’ i 70’. Nie jest to najpiękniejsza część miasta. Dochodzimy do mariny. Do Boulogne-sur-Mer wchodziliśmy na wysokiej wodzie, więc pomosty w marinie, do których cumują jachty, były niewiele niżej niż krawędź nadbrzeża. Teraz poziom wody obniżył się o ponad 7 merów, więc na pomosty schodzi się po mocno pochylonym trapie. Trzeba przecież zejść 7 metrów w dół. Ta różnica poziomu wody i odsłonięte przez opadającą wodę konstrukcje nadbrzeża wyglądają imponująco. Tym bardziej, że w głębi portu, gdzie była wcześniej woda, teraz jest odkryte błotniste dno, po którym spacerują mewy. Tak więc warto było posłuchać oznaczeń i stanąć w miejscu odpowiednim dla naszej jednostki.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, zima, natura

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Dzień kończymy miłą rozmową w kokpicie obserwując ostatnie jachty wchodzące po ciemku do mariny. Dwu jachtom, które stają niedaleko nas pomagamy zacumować.

 

Dzień 4 – 21.08.2023 (poniedziałek)

Pobudka o godzinie 0600 i idziemy na śniadanie do pobliskiego baru portowego poleconego nam przez znajomego. Jest on położony między halami magazynowo - warsztatowymi portu rybackiego. Gdyby nie polecenie, to na pewno nigdy byśmy tam nie zajrzeli, a już na pewno nie próbowali zawitać do tego lokalu. Ale jak się okazało, to jest całkiem przyjemny i dobry lokal, z dobrym jedzeniem. Bar jest czynny od wczesnych godzin porannych i jest już w nim kilku pracowników portowych i rybaków. Zamawiamy zestawy śniadaniowe: wędzone ryby, bagietka, sok, kawa, croissanty. Zamawiamy również talerz ostryg. Śniadanie bardzo dobre, ale atrakcją jest spróbowanie ostryg. Dla większości z nas jest to pierwsza degustacja tych owoców morza. Niektórym smakuje bardziej, innym mniej. Było to więc ciekawe doświadczenie kulinarne. Ale wszyscy są zadowoleni – śniadanie było strzałem w „10”. Wracając na jacht kupujemy w piekarni świeże pieczywo i już wychodzimy z portu.

 

Obraz zawierający bezkręgowiec, owoce morza, skorupiak, słuchotki

Opis wygenerowany automatycznie

 

O ile wczoraj wchodziliśmy na wysokiej wodzie, to teraz wychodzimy z portu na wodzie o 7 metrów niższej. W związku z tym to, co było wczoraj obok nas, np. molo, teraz znajduje się wysoko nad nami. Plaża, która wczoraj była wąska, teraz sięga daleko w morze. Zatem wychodząc musimy dokładnie trzymać się oznaczonego toru wodnego, gdyż tuż obok niego jest bardzo płytko. Po wyjściu z portu stawiamy żagle i wreszcie żeglujemy pod pełnymi żaglami w kierunku Dieppe. Mijamy się z okrętem patrolowym francuskiej marynarki wojennej. Widzimy także fokę odpoczywającą na wodzie. Nie ucieka, ale przygląda nam się z zaciekawieniem. Idąc do Dieppe coraz bardziej zbliżamy się do normandzkiego brzegu. Są tutaj klify bardzo podobne do tych, które widzieliśmy przy Dover. Stanowią one bardzo malowniczy widok. W przerwach między ścianami klifów widzimy wciśnięte małe miejscowości nad brzegiem morza.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, niebo, jezioro

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Łukasz „Tytus” Bielecki

 

Podchodzimy do wejścia do poru Dieppe. Jest to mały port. Wchodzimy przy niskiej wodzie, więc idąc kanałem portowym idzie się jakby kamiennym kanionem, gdyż skok pływu w Dieppe wynosi ponad 8 metrów. Wchodzimy do mariny, która jest przy bulwarze miejskim. Niestety, bosman skończył urzędowanie pół godziny wcześniej, więc do rana musimy poczekać z dokonaniem opłat portowych i uzyskaniem kodu do sanitariatów.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, woda, droga wodna

Opis wygenerowany automatycznie

 

O zmroku idziemy do miasta. Wreszcie odwiedzamy klasyczne, niejako pocztówkowe miasteczko francuskie, z budynkami, które mają już swoje lata. Co prawda, przy plaży jest sporo nowych budynków, a tylko pojedyncze są stare. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że tutaj pewnie były największe zniszczenia związane nieudanym alianckim desantem w 1942 roku (operacja „Jubilee”). Idąc wzdłuż plaży robimy zdjęcia średniowiecznego zamku na wysokiej skale, górującego nad miastem. I już jest ciemno. Wracamy więc na jacht bo uliczki miasta, poza głównymi, nie zachęcają do spacerów po ciemku.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, samochód

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Dzień 5 – 22.08.2023 (wtorek, do środy 23.08 nad ranem)

Rano razem z Weroniką idziemy do piekarni. Kupujemy świeże bagietki, chleb oraz croissanty. Pani sprzedawczyni rozumie trochę po angielsku (co za miłe zaskoczenie), ale pokazując osiem palców upewnia się, że faktycznie chcemy tyle bagietek i croissantów. Wolała się upewnić, że dobrze rozumie, bo inni klienci kupowali po jednej, maksymalnie dwie bagietki. Wracając na jacht kupujemy jeszcze duży kawał sera Brie. Na śniadanie nasza kukułka Kasia przygotowuje jajecznicę, a do tego świeża bagietka i ser. Super śniadanie!

 

Po śniadaniu mamy jeszcze chwilę na mały spacer po mieście. W świetle słońca miasteczko jest ładniejsze, niże wydawało się wczoraj o zmroku. Zaułki wyglądają ciekawie i malowniczo. Wąskimi uliczkami dochodzimy do zamku na klifie. U jego podnóża znajduje się pomnik ku czci żołnierzy kanadyjskich poległych podczas desantu w 1942 roku.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, trawa, roślina

Opis wygenerowany automatycznie

 

Idziemy do muzeum poświęconego temu wydarzeniu, ale niestety jest ono nieczynne. Głównym deptakiem dochodzimy do kawiarni, której historia sięga końca XVIII wieku. Wg informacji zamieszczonej w menu, w kawiarni przesiadywali między innymi Claude Monet, Edith Piaf, Jacques Brel, czy Johnny Hallyday. My też tam przysiadamy na chwilę na kawę. Następnie dochodzimy do starego kościoła p.w. Św. Jacka z XII-XIII wieku. Piękna, stara architektura gotycka. Elementy fasady i znajdujące się tam rzeźby są wygładzone przez wiejący przez stulecia wiatr. W środku podziwiamy piękne gotyckie wnętrze, z licznymi kapliczkami w nawach bocznych. Szkoda tylko, że nie mamy okazji posłuchać brzmienia organów.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, niebo, Architektura średniowieczna

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Łukasz „Tytus” Bielecki

 

Po zwiedzeniu kościoła wracamy na jacht. Z odcumowaniem musimy poczekać, aż kanał portowy będzie otwarty dla ruchu. Póki co przy wejściu do kanału sygnalizacja świetlna pokazuje czerwone światło (dokładnie tak samo jak światła sterujące ruchem samochodów). Po kilku minutach światło zmienia się na zielone i wychodzimy z portu. Ponownie idziemy na niskiej wodzie, więc płyniemy między wysokimi ścianami nadbrzeża, pokrytymi wodorostami i muszlami. Wychodzimy na morze. Mamy piękne słońce, spokojną taflę morza i póki co bardzo słaby wiatr. Ponieważ mamy czas, to próbujemy iść pomału na żaglach. Czasami wspomagając się silnikiem, idziemy jak najdalej od brzegu, gdzie jest więcej wiatru. Podczas tak „ekstremalnego” żeglowania Mateusz piecze ciasto w kambuzie. Po całym pokładzie zaczyna roznosić się smakowity zapach. Ponieważ wiatr lekko się wzmaga, do wieczora idziemy wyłącznie na żaglach. W pewnym momencie mijamy się ze stadkiem delfinów wychylających co chwila grzbiety nad wodę.

 

Obraz zawierający statek, na wolnym powietrzu, żaglówka, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Po zachodzie słońca, gdy zaczyna robić się ciemno i ścicha wiatr, zrzucamy żagle i dalej do Calais idziemy już na silniku. Przed północą mijamy na trawersie rozświetlone Boulogne-sur-Mer. Ja i Weronika przejmujemy wachtę o północy. Nad nami bezchmurne, rozgwieżdżone niebo. Ogromna ilość gwiazd, wręcz przytłaczająca mleczna droga. Od czasu do czasu widzimy spadającą gwiazdę. Po pewnym czasie mijamy przylądek Gris-Nez, gdzie na wysokim brzegu stoi latarnia morska rzucająca swoje światło błyskowe na wody Kanału La Manche. Widok jest wręcz pocztówkowy. Niestety, zdjęcie nocne z bujającego się pokładu nie jest w stanie tego uchwycić. Pomału zbliżamy się do Calais. Przed dziobem okresowo widzę mocne, światło, które pojawia się nieregularnie i w zasadzie trudno mówić o jakiejś jego charakterystyce. Patrzę na mapę, ale tam nie ma niczego, co mogłoby być źródłem takiego sygnału. Jest jeszcze daleko do tego światła, ale zachowuję czujność. Po pewnym czasie okazuje się, że to reflektor-szperacz z francuskiego okrętu patrolowego omiata powierzchnię morza w poszukiwaniu łodzi z imigrantami. Mijając znaki kardynalne wchodzę na tor podejściowy do Calais. Gdy idziemy już torem, za nami na tor wchodzi duży prom. Widzimy jednocześnie jego zielone i czerwone światło, czyli idzie prosto na nas! Ale spokojnie, robi on cyrkulację by iść środkiem toru (my idziemy jego samym skrajem). Za jakiś czas dochodzi nas i wymija w bezpiecznej odległości.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, transport, statek wodny

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Wejście do Calais w nocy, gdy nie zna się tego portu, na początku wydaje się trudne, bo światła nawigacyjne są bardzo słabo widoczne, gdyż są na tle rzęsiście oświetlonego portu. Ale im bliżej wejścia do portu, wszystko staje się widoczne. Bez problemu znajdujemy więc właściwe wejście i kierujemy się do mariny. Ponieważ trafiliśmy idealnie na 2 godziny przed wysoką wodą, to po wywołaniu przez radio otwierają się dla nas wrota do mariny i podnosi się most. Wchodzimy zatem do mariny i o 0330 cumujemy. Po sklarowaniu jachtu idziemy spać.

 

Dzień 6 – 23.08.2023 (środa, do czwartku 24.08 nad ranem)

Śpimy nieco dłużej. Wstajemy przed 0900. Znowu wita nas piękne słońce. Idę do bosmana opłacić nasz postój i dowiedzieć się o kody dostępowe do pryszniców i WC. Chociaż bosman, młody mężczyzna, prawie w ogóle nie mówi po angielsku, to udaje się ustalić, że skoro o 1500 zamierzamy wyjść z portu, to nic nie musimy płacić za postój. Mimo, że korzystamy z prądu, wody, pryszniców i WC. Teraz jest niska woda, więc widać różnicę poziomów między tym, który jest w marinie, a tym, który jest w porcie za wrotami. Wrota są zamknięte, by utrzymać wysoki poziom wody w marinie i nie ma mowy, by teraz zostały otworzone. Dlatego też wejście do mariny możliwe jest w przedziale czasowym (HW-2h, HW+3h), gdzie HW to moment wystąpienia wysokiej wody.

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, łódź, port

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Tomek Mysiak

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, ziemia, niebo, pojazd

Opis wygenerowany automatycznie Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, łódź, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Łukasz „Tytus” Bielecki

 

Po śniadaniu i prysznicu ruszamy obejrzeć Calais. Miasto zostało zniszczone podczas wojny, więc nie ma wielu zabytków, czy starszych domów. Jest ładny kościół w stylu gotyckim (Notre-Dame de Calais, kościół rzymskokatolicki, XIII-XV wiek, jedyny kościół reprezentujący architekturę angielską we Francji), stara wieża, będąca pozostałością murów obronnych i bardzo ładny ratusz. Obok ratusza jest dobrze utrzymany ogród z kopią fontanny w Luwru, po którym z przyjemnością się przeszliśmy. Ciekawostką jest natomiast duży bunkier znajdujący się pośrodku tego parku. Wybudowali go Niemcy podczas wojny. Obecnie jest tam muzeum poświęcone II wojnie światowej. Zresztą w okolicy Calais jest sporo bunkrów i fortyfikacji, gdyż właśnie w tym rejonie Niemcy najbardziej się obawiali inwazji alianckiej.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, miejsce modłów

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Łukasz „Tytus” Bielecki

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, drzewo, niebo, roślina

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, droga, samochód

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, tekst, budynek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Na rynku (budynki z lat 60’) siadamy w kawiarni. Smakujemy czerwone piwo ze smażonymi paluszkami mozzarelli. Na rynku jest pomnik kobiety i mężczyzny. Z bliska okazuje się, że to pomnik De Gaulla i jego żony, gdyż właśnie w Calais ówczesny kapitan De Gaulle poślubił w 1921r Yvonne, córkę bogatego fabrykanta z Calais. Ślub miał miejsce w widzianym przez nas wcześniej kościele Notre-Dame de Calais. W drodze powrotnej na jacht uzupełniamy zapasy świeżych produktów spożywczych. Na półce w sklepie dostrzegłem piwo, które musiałem kupić ze względu na etykietę na butelce. Piwo nazywa się „D-Day”. Na etykiecie jest rysunek trzech żołnierzy: brytyjskiego, amerykańskiego i kanadyjskiego. Bardzo fajna pamiątka dla miłośnika historii II wojny światowej.

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, napój, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Przed 1500 zaczyna się ruch w marinie, bo o 1500 będą otwarte wrota mariny. Razem z kilkunastoma innymi jachtami przechodzimy przez wrota i wchodzimy do kanału portowego. Jednakże nie możemy iść dalej, bo jest czerwone światło. Ruch jest wstrzymany, bo do terminalu promowego wchodzi prom, a za chwilę z tego samego terminalu wychodzi inny prom. Niebawem zapala się zielone światło i możemy już wyjść z portu na morze.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, woda, niebo, statek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Jak zwykle podczas tego rejsu mamy piękną pogodę i wiatr, więc stawiamy żagle. Zaczynamy iść do Zeebrugge. Pogoda jest rewelacyjno-żeglarska. Przez kilka godzin idziemy na żaglach i w ten sposób dochodzimy do Dunkierki. Musimy się jednak halsować, bo wiatr wieje od dziobu. Jest pusto, więc halsujemy się na torze wodnym prowadzącym obok Dunkierki. W pewnym momencie spostrzegamy za rufą duży statek idący do Dunkierki. Gdy się do nas przybliża, włączamy silnik i idziemy grzecznie skrajem toru. Statek nas mija i po pewnym czasie widzimy, jak holowniki z Dunkierki wprowadzają go do portu. Gdy statek nas minął, znowu idziemy tylko na żaglach.

 

Obraz zawierający osoba, statek, na wolnym powietrzu, żaglówka

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Mijamy Dunkierkę. Gdy zapada zmrok, zrzucamy żagle i dalej do Zeebrugge idziemy już na silniku. Idąc po ciemku nawigujemy po światłach boi torowych. Mijamy Nieuwpoort, Ostendę i nad ranem wchodzimy do Zeebrugge. Wejście do portu jest szerokie, dobrze oznakowane i łatwe. Za nami wchodzi duży statek, ale on idzie do swojego basenu, a my skręcamy do mariny i około godziny 0400 cumujemy w marinie BZYC (Koninklijke Brugse Zeil- en Yachtclub, Królewskim Brugijskim Klubie Żeglarskim). Pierwszy raz jestem gościem królewskiego klubu!

 

Dzień 7 – 24.08.2023 (czwartek)

Po prawie całonocnej żegludze budzimy się nieco później i śniadanie jemy o 0900. Po śniadaniu załatwiamy formalności w marinie. Ponieważ mamy już praktycznie zrealizowany cel 100 godzin, dzisiaj, po dwóch dzienno-nocnych przelotach, postanowiliśmy chwilę odpocząć na lądzie i zrobić wypad pociągiem do pobliskiej Brugii.

 

Obraz zawierający tekst, ściana, w pomieszczeniu, toaleta

Opis wygenerowany automatycznie

 

Z Zeebrugge jedziemy około 15 minut pociągiem i wysiadamy w centrum Brugii. Przechadzamy się malowniczymi uliczkami. Całe centrum Brugii to jedno wielkie stare miasto. Wąskimi, krętymi uliczkami dochodzimy na rynek. Stoi tam piękna hala targowa, która wygląda jak ratusz. Przy drugim boku rynku stoi wysoka wieża wyrastająca z masywnego budynku. Ale to też nie jest ratusz. Ratusz znajduje się nieco dalej. I to jest piękna gotycka budowla, przypominająca nieco katedrę. Widać, że Brugia była w latach swej świetności bardzo bogatym miastem. Liczne stare kamieniczki stojące wzdłuż wąskich ulic pochylił już czas. Spacerując po Brugii odwiedzamy liczne tutaj sklepy z czekoladą. Półki są pełne figurek z czekolady w najróżniejszych kształtach i rozmiarach. Są tabliczki czekolad w różnych smakach i różnych opakowaniach, czekoladki na wagę, bombonierki. Oczywiście kupujemy czekoladę, ale również decydujemy się na kubek gorącej czekolady. Po jej spożyciu naszym następnym celem jest porcja frytek (oczywiście belgijskich). A po ich przyswojeniu – wafle belgijskie. Te gofry smakują zupełnie inaczej niż te, które są u nas sprzedawane jako „belgijskie”. Zatem zaliczyliśmy lokalne specjały. Włócząc się uliczkami docieramy do kanału, po którym pływają łódki z turystami. Kanały wyglądają tak, jakby zostały przeniesione wprost z Amsterdamu.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, scena, droga

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, koło

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, budynek, chmura

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, budynek, miasto

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający niebo, na wolnym powietrzu, Architektura średniowieczna, Pałac

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Tomek Mysiak

 

Obraz zawierający w pomieszczeniu, scena, sklep, Handel detaliczny

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, niebo, drzewo

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, woda, zamek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, kanał, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Tomek Mysiak

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, budynek, niebo, samochód

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po kilku godzinach czas na powrót. Wracamy na dworzec. Pociąg do Zeebrugge odchodzi za godzinę, więc jedziemy pociągiem do Ostendy. Tam przesiadamy się w tramwaj, który jedzie wzdłuż wybrzeża z Ostendy do Zeebrugge. Ten tramwaj pełni jakby funkcję kolejki dojazdowej, gdyż łączy on miejscowości leżące nad brzegiem morza. Tory prowadzą wzdłuż wydm nadmorskich, co jakiś czas tramwaj wjeżdża do miasteczka lub osady i tam ma jeden lub dwa przystanki i jedzie dalej, do kolejnej miejscowości. Z Ostendy, po niecałej godzinie jazdy, docieramy do Zeebruggge. Wieczór spędzamy już na jachcie, zmęczeni dwoma nocami pod rząd na morzu i wielogodzinnym spacerem po Brugii.

 

Dzień 8 – 25.08.2023 (piątek)

Z Zeebrugge wychodzimy wczesnym rankiem. W porcie nie ma jeszcze ruchu. Dwa wycieczkowce stoją cicho przy terminalach pasażerskich. W basenie wojennym stoją trzy niszczyciele min klasy Tripartite. Idziemy praktycznie pustym torem głównym portu i wychodzimy na morze. Jest pełne zachmurzenie i bezwietrznie, więc w kierunku Yerseke idziemy na silniku. Wchodzimy do estuarium Skaldy, mijamy Vlissingen. Niedaleko nas obserwujemy jak do dużego kontenerowca podchodzi motorówka pilotowa i przekazuje pilota na statek.

 

Obraz zawierający statek wodny, transport, statek, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

 

Idziemy dalej i na chwilę wchodzimy do małego portu Breskens. Powód naszego zawinięcia jest praktyczny i prozaiczny – tutaj jest stacja paliw. Po zatankowaniu 170 litrów oleju napędowego idziemy dalej w górę Skaldy. Idziemy skrajem toru wodnego, gdyż przemieszcza się tutaj w obydwie strony dużo statków. Są to zarówno wielkie kontenerowce oceaniczne, jak i śródlądowe barki towarowe. Cały czas idziemy skrajem toru, ponieważ jesteśmy najmniejszym i najwolniejszym uczestnikiem ruchu. W pewnym momencie mijają nas dwa duże kontenerowce idące w górę Skaldy i jeden idący w dół. W sumie wygenerowały duże zafalowanie, które bardzo mocno nami zabujało. W tym momencie w mesie pospadały na podłogę z wielkim hukiem wszystkie niezabezpieczone przedmioty. Jeden z załogantów został trafiony w nogę kubkiem z gorącą zupą, który nie został w porę pochwycony. Tak więc były okłady woreczkiem ze schłodzonym białym winem (no cóż, to było w lodówce) na oparzone miejsce.

 

Obraz zawierający statek wodny, statek, transport, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

Zdjęcie: Weronika Michałowska

 

Podchodzimy do śluzy Hansweert. Wrota są otwarte i wychodzą z niej barki oraz jachty. Gdy komora jest już pusta, zapala się zielone światło i wchodzimy do śluzy. Ze względu na występujący prąd przyklejenie się do ściany śluzy sprawia trochę kłopotów, ale w końcu stajemy nabiegowo. Po zamknięciu wrót poziom wody podnosi się i wychodzimy na kanał, którym wychodziliśmy na morze pierwszego dnia naszego rejsu. Przechodzimy przez kolejne dwa mosty (wywołanie radiem, prośba o otwarcie mostu, czekanie na podniesienie mostu, przejście pod mostem) i wychodzimy z kanału. Na wody zalewu Oosterschelde. Stąd już blisko do Yerseke, do którego wchodzimy wieczorem.

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, statek, niebo, woda

Opis wygenerowany automatycznie

 

Ponieważ następnego dnia chcemy wcześnie rano ruszyć do Polski, a bosman rozpoczyna pracę po 0900, więc formalnego zdania jachtu dokonujemy jeszcze dzisiaj. Zdanie przebiegło szybko i sprawnie. Niestety, jest już za późno, by iść do jednej z restauracji, gdyż są już zamknięte. Tak więc wyjadamy resztki z kambuza. Ale są to dobre resztki.

Nazajutrz, o 0730 wyruszamy samochodami w drogę powrotną do domu. Do celu wszyscy docierają późnym wieczorem, co ważne, bez przygód.

 

 

Data rejsu:       17 - 26 sierpnia 2023r.

Jacht:                 s/y Ocean Breeze (Bavaria 46), załoga 8 osób

 

Ilość przebytych mil:   481 Mm

Ilość godzin żeglugi:    117 h

 

Załoga:

Kapitan:                          Jarek,

Z-ca kapitana (chief):  Sławek

Oficerowie:      Tytus, Mateusz

Żeglarze:           Weronika, Kasia, Tomek M., Tomek P.

 

Obraz zawierający mapa, atlas, tekst

Opis wygenerowany automatycznie