(autor zdjęć do relacji: Weronika)

Na tegoroczną majówkę zaplanowaliśmy krótszy rejs, ponieważ kalendarz tak się ułożył, że 1 maja wypadł w niedzielę, a poza tym nasza młodsza część załogi tradycyjnego rejsu majówkowego ma nowe obowiązki wynikające z bycia studentem i nie mogła poświęcić całego tygodnia na żeglowanie. Dlatego też postanowiliśmy tak ustawić czarter, by zaokrętować się w piątek 29.04 po południu a rejs zakończyć w godzinach popołudniowych we wtorek 3 maja. Plan był dobry, zapowiadało się ponad 3,5 dnia włóczęgi po Zatoce Gdańskiej. Ale jak to zazwyczaj bywa, życie napisało swój scenariusz, którego nie byliśmy w stanie przewidzieć. Rejs okazał się być obfitującym w ciekawe wydarzenia.

 

W piątek około godziny 1700 przyjechaliśmy do nowej Mariny Nadwiślańskiej w Sobieszewie. Marina nowa, dopiero co otwarta kilka miesięcy temu. To jej praktycznie pierwszy sezon. Czeka już na nas jacht. To starsza, ale solidna konstrukcja Beneteau Evasion 34. Dokonujemy przejęcia jachtu, sprawdzamy poszczególne elementy, uruchamiamy próbnie silnik. Wszystko w porządku. Tak wiec około 1900 jacht jest nasz i jedziemy do niedalekiego supermarketu zrobić zakupy przedrejsowe. Dla czterech osób załogi i przy założeniu, że raczej nie gotujemy obiadów na pokładzie, zakupy nie są olbrzymie. Wracamy na jacht, kolacja, chwila integracji i idziemy spać, by nazajutrz ruszyć wcześniej na morze. Nad portem rozciąga się mgła. Zimne i wilgotne powietrze próbuje się wedrzeć także i do naszej kabiny. Uruchamiamy więc ogrzewanie (Webasto), ale mimo zapewnień armatora, że działa, nie chce jednak zadziałać. Nieświadomi tego sygnału ostrzegawczego idziemy spać grubo ubrani, ale i tak w nocy nieźle marzniemy.

 

 

Dzień 1 - 30.04.2022 (sobota)

Mamy słoneczny poranek, słaby wiatr. Decydujemy, że po porannej toalecie od razu ruszamy i śniadanie zjemy w biegu. Chcemy uruchomić silnik, ale bez skutku. Telefon do armatora. Sugeruje podłączyć się do zasilania 220V na słupku na kei i wówczas ponownie spróbować uruchomić silnik. Nie wydaje mi się jednak, by był to problem z akumulatorem, gdyż rozrusznik żwawo kręci silnikiem. Ale spróbowaliśmy tak zrobić i o dziwo – silnik zaskoczył. A więc oddajemy cumy i na wstecznym zaczynam się wysuwać w Y-bomów. Ponieważ efekt śruby jest spory, co uniemożliwia skręcenie rufą przy pracującej śrubie, wrzucam silnik na luz, gdy dziób wyszedł z Y-bomów. Cumy, które były na biegowo, są już na pokładzie i w tym momencie silnik gaśnie. Nie ma czasu na pójście do kabiny i podjęcie próby ponownego uruchomienia silnika. Na szczęście wiatr jest na tyle mały, że nie mamy dryfu i posuwamy się rozpędem, rufą do przodu w kierunku Y-bomów przy pomoście naprzeciwko. Prędkość jest bardzo mała i nie wiem, czy starczy nam inercji by złapać się knagi na pomoście. Jarek z Marcinem szykują cumy by było można w jakikolwiek sposób złapać się lądu. Idziemy rufą w kierunku sugerującym uderzenie w Y-bom, chociaż przy tej prędkości to będzie raczej oparcie się lub nawet odbicie się od niego. Jacht bez silnika, więc nie mogę nadrzucić rufy. Ster na tyle słabo działa na wstecznym, że nie da się na tak krótkim odcinku i przy niewielkiej prędkości zmienić kierunku posuwania się po wodzie. Poza tym nie chcę wytracić tej minimalnej prędkości poprzez wychylanie steru. Więc w tym momencie kluczową osobą jest Weronika pracująca na obijaczu asekuracyjnym. Dzięki odpowiedniemu jego ustawieniu jacht zsunął się po obijaczu i zaczął wchodzić powoli w Y-bomy. Sytuacja jest już pod pełną kontrolą. Cumujemy. Próbujemy na spokojnie uruchomić silnik, ale bez efektu. Totalnie padł. Dzwonimy więc do armatora. Opisujemy sytuację przekazując nasze spostrzeżenia co do działania silnika, koloru i ilości spalin, obrotów, itd. Po przyjeździe przedstawiciel armatora podejmuje kilka prób uruchomienia silnika, ale również bez efektu. Rozrusznik kręci silnikiem, ale ten nie podejmuje próby współpracy. Wzywa więc on swojego speca od silników. Zanim przyjedzie mechanik mamy czas na zjedzenie śniadania.

 

Mechanik pojawia się około godziny 1000 i po oględzinach odstojnika okazuje się, że w zbiorniku paliwa jest woda. Więc po demontażu filtra wstępnego i odstojnika zaczynamy wspólnie spuszczać wodę ze zbiornika z paliwem (woda jako cięższa od oleju napędowego zbiera się na dole zbiornika paliwa). Płyn ścieka grawitacyjnie do małego naczynia, skąd przelewamy go do butli 5L po wodzie mineralnej. Idzie praktycznie sama, czysta woda. I tak butelka po butelce wynosimy wodę do utylizacji. W sumie przez prawie osiem godzin pracy wyszło 110 litrów wody (!).

 

Obraz zawierający wewnątrz, osoba, przygotowywanie, narzędzie

Opis wygenerowany automatycznie

 

Pracując rozważamy różne scenariusze. Dochodzimy do wniosku, że jedyne wytłumaczenie jest takie, że ktoś musiał się pomylić i chcąc uzupełnić wodę wlał ją po prostu do wlewu paliwa. Kończymy, gdy zamiast wody zaczyna schodzić już sama ropa. Mechanik wymienia jeszcze filtry i odpowietrza silnik. Około osiemnastej silnik zaczyna już działać. Uruchamia się bez problemu. Jeszcze walka z Webasto (teraz jasne, że w nocy nie chciało chodzić na wodę) i o 1900 mechanik kończy pracę. Tak więc zamiast żeglowania mamy cały dzień pracy z przywracaniem do życia silnika po zalaniu wodą. Na noc nie chcę wychodzić na Zatokę więc zamawiamy pizzę i idziemy spać. Tym razem jest ciepło, bo Webasto działa.

Ostrożność, by nie wychodzić na noc okazała się uzasadniona, co pokazał już następny dzień.

 

Dzień 2 - 01.05.2022 (niedziela)

Rano idzie wszystko zgodnie z planem. Pobudka o 0700, toaleta, uruchamiamy bez problemu silnik i wychodzimy z portu. Idziemy na silniku z Sobieszewa w kierunku Zatoki. Silnik działa poprawnie. Gdy zbliżamy się do Górek Zachodnich zauważamy, że spalin jest strasznie dużo i mają biały kolor. A więc jednak woda w paliwie! W pewnym momencie silnik zaczyna pracować nierówno. Obroty spadają, potem rosną. Spaliny wracają do normy. Ale za moment to się znów powtarza. Z tak niepewnie działającym silnikiem nie będę wychodził na Zatokę. Przed mariną NCŻ w Górkach Zachodnich chcę wyjaśnić sytuację. Zmieniam obroty silnika by zobaczyć, czy silnik poprawnie reaguje. Wygląda, że jest dobrze. Ale potem zaczynam kręcić ciasne ósemki, aby rozbujać paliwo w zbiorniku. Przy którejś z rzędu ósemce sytuacja znów się powtarza – białe spaliny, nierówne obroty, po czym silnik padł bez możliwości uruchomienia. Stawiamy żagle i cieszę się, że kiedyś zdawałem egzamin na sternika wg starej szkoły, na którym wymagano umiejętności podejścia do kei na żaglach.

 

     Obraz zawierający łańcuch

Opis wygenerowany automatycznie    Obraz zawierający tekst, transport

Opis wygenerowany automatycznie

 

Wypatrzyłem szerokie miejsce do cumowania, ale niestety, po kilku próbach okazuje się, że ze względu na kierunek wiatru nie damy rady tam podejść na żaglach. Dlatego decyduję się zacumować przy pomoście przy wejściu do mariny NCŻ. Podejście wychodzi bezbłędnie. Luz na żaglu, podejście z wytracaniem prędkości i stoimy przy kei. Idziemy z Jarkiem do bosmana. Przedstawiamy sytuację, że to cumowanie awaryjne i pytamy się, czy jacht może stać w tamtym miejscu. Mamy zgodę. Teraz telefon do armatora. Mamy czekać na sygnał co dalej. Armator zadziałał szybko. Załatwił nam jacht zastępczy. Mamy się spakować i przemieścić do Przystani Cesarskiej w Gdańsku. Gdy czekamy na taksówkę przyjeżdża mechanik, z którym spędziliśmy cały wczorajszy dzień nad tym samym silnikiem. On się zaopiekuje jachtem a my jedziemy z bagażami do Cesarskiej.

 

Obraz zawierający niebo, łódź, zewnętrzne, woda

Opis wygenerowany automatycznie

 

W przystani Cesarskiej czeka już na nas ładny jacht, Hanse 348. Zadbany i w pełni sprawny. Dokonujemy jego odbioru i około godziny 1400 wychodzimy z przystani na kanał portowy. Mijamy statki stojące w stoczni i porcie, oddajemy salut przy Westerplatte i wychodzimy na wody Zatoki. Pochmurno, ale nie pada. Idziemy bajdewindem przy wietrze 3B. Trochę więc buja, ale nie ma z tym problemu. Idziemy sobie swoim tempem w kierunku Helu. Po dwóch zwrotach mamy bardzo dobry kurs, ale niestety przecina on system rozgraniczenia ruchu pod kątem 45 stopni. Ponieważ nie ma żadnego ruchu statków (1 maja) proszę więc VTS Zatoka o zgodę na przejście pasów ruchu w sposób dla nas wygodny. Dostajemy zgodę. Tak więc pod wieczór podchodzimy do Helu. Przed portem uruchamiamy silnik (od razu zadziałał 😊) i po zrzuceniu żagli wchodzimy do portu. Jest tam już sporo jachtów i bosman wskazuje nam miejsce w samym kącie. Cumujemy i klarujemy jacht. Ponieważ w głównym żeglarskim lokalu w Helu (wiadomo, o który chodzi) nie ma już wolnych miejsc, idziemy coś zjeść do innego lokalu. W sympatycznej restauracji, z równie klimatycznym wystrojem jemy dobrą zupę rybną i drugie danie, które jest równie smaczne. Po powrocie na jacht krótka integracja i idziemy spać. Webasto działa, jest ciepło w kabinie!

 

Obraz zawierający niebo, zewnętrzne

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający zewnętrzne, niebo, osoba, woda

Opis wygenerowany automatycznie

 

Obraz zawierający łódź, zewnętrzne, woda, niebo

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 3 - 02.05.2022 (poniedziałek)

Ranek budzi nas niebieskim niebem i pięknym słońcem. Jedyny minus to flauta. Poranna toaleta, śniadanie, jeszcze krótka rozmowa z załogą sąsiedniego jachtu, która ćwiczy pomiar wysokości słońca za pomocą sekstantu i wychodzimy z Helu. Kilkaset metrów za główkami portu stawiamy grota i genuę i z prędkością 1 węzła przesuwamy się mozolnie w kierunku Jastarni. Nie śpieszy się nam, więc powoli dochodzimy do obszaru z trochę większym wiatrem i przyśpieszamy do 3 węzłów. Do stawy „Kaszyca” podchodzimy około 1400. Idziemy torem podejściowym do portu. Woda tak przezroczysta, że widać piaszczyste dno kilka metrów poniżej.

 

Obraz zawierający woda, zewnętrzne, niebo, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Cumujemy na chwilę w Jastarni w zacnym towarzystwie, obok jachtów „Nashachata II” oraz „Isfuglen”. Idziemy na szybką przekąskę, czyli na zupę rybną. Jastarnia w majówkę jest znacznie bardziej zatłoczona, niż było to w połowie listopada, gdy cumowaliśmy tu Bryzą H. Wówczas Jastarnia była całkiem wyludniona. Skoro mowa o Bryzie – odwiedzamy ten żaglowiec. Stoi na nadbrzeżu i przechodzi remont. Tak więc możemy obejrzeć jego część podwodną. Rozmawiamy przez chwilę z osobami pracującymi przy jachcie o pracach, które już zostały wykonane. Wygląda na to, że Bryza H po remoncie będzie błyszczała na wodzie!

 

Obraz zawierający niebo, łódź, zewnętrzne, statek

Opis wygenerowany automatycznie

 

Po wyjściu z Jastarni kierujemy się do Gdyni. Początkowo idziemy na żaglach, ale w połowie drogi zaczynamy iść na silniku. Do mariny wchodzimy wieczorem. Jest całkiem pusto, wiele wolnych miejsc. Meldujemy się w marinie, klarujemy jacht i idziemy na kolację do tawerny. Po drodze zatrzymujemy się przy „Zawiszy Czarnym”. Żaglowiec cały czas stoi przy kei, bez żagli, bez tratw ratunkowych. Na burtach widać pierwsze rdzawe zacieki. Przykro było nam patrzeć na statek, tym bardziej, że w pamięci cały czas mamy „Zawiasa” pełnego gwaru załogi krzątającej się na pokładzie, szykującego się do wyjścia w morze. Mamy nadzieję, że „Zawias” znów kiedyś wyjdzie w morze…

 

Obraz zawierający niebo, zewnętrzne, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Dzień 4 - 03.05.2022 (wtorek)

Tym razem mamy pochmurny dzień. Prognoza zapowiada wiatr 3-4B. Z mariny wychodzimy przed godziną 0900. Mimo, że dziś jest święto, na Skwerze Kościuszki nie ma jeszcze żywego ducha. Wychodzimy więc jakby z wymarłego portu. Idziemy w kierunku Sopotu. Wiatr jest nieco mniejszy od prognozowanego, ale co jakiś czas pada intensywna mżawka albo słaby deszcz. Podchodzimy do mola w Sopocie i tuż przed wejściem do mariny (która jest na końcu mola) robimy zwrot w kierunku pełnego morza. Po godzinie robimy kolejny zwrot i teraz idziemy kursem na wejście do portu w Gdańsku. W ramach urozmaicenia sobie żeglugi przechodzimy nieco bliżej (ale ciągle w bezpiecznej odległości) zakotwiczonych statków, aby je sobie obejrzeć

 

Obraz zawierający woda, niebo, łódź, zewnętrzne

Opis wygenerowany automatycznie

 

Przed wejściem na tor zrzucamy żagle i dalej idziemy na silniku. Zgłaszamy wejście do kapitanatu. Daleko za nami widzimy prom idący również do Gdańska. Gdy jesteśmy dwie bramki torowe przed główkami portu wywołuje nas kapitanat i nakazuje zejście z toru i przepuszczenie promu. Mimo, że jest on daleko i widzimy, że nie utrudnimy mu wejścia musimy podporządkować się poleceniu. Tak więc schodzimy z toru i na małej naprzód robimy koła. W tym czasie prom „Wawel” przechodzi obok nas i wchodzi do portu. Pytam się kapitanatu czy możemy już wchodzić, ale mamy jeszcze poczekać, gdyż prom będzie odwracał się na obrotnicy i szedł wstecz do terminala promowego. Czekamy więc kolejne pół godziny. Gdy prom mija pomnik na Westerplatte uzyskujemy pozwolenie na wejście do portu. Idziemy kanałem portowym do mariny, ale zanim tam zacumujemy podchodzimy jeszcze do stacji paliw i tankujemy do pełna. Ze stacji idziemy już bezpośrednio do przystani Cesarskiej. Po zacumowaniu zdajemy jacht, pakujemy się i to koniec majówki na żaglach.

 

Obraz zawierający niebo, woda, zewnętrzne, łódź

Opis wygenerowany automatycznie

 

Mieliśmy nieco inne plany co do majówki. Myśleliśmy, że uda się dojść do Władysławowa. Ale problem z wodą w paliwie zweryfikował te plany dosyć mocno. Z drugiej jednak strony cała ta sytuacja pozwoliła nabyć nam nowe doświadczenia. No i po raz pierwszy od czasu egzaminu na sternika (a było to jeszcze w XX wieku!) miałem okazję wchodzić do portu na żaglach. Szkoda, że obecne programy szkoleniowe nie przewidują takiego manewru. Silnik zawsze może się zepsuć i może nie być żadnego holownika, który nas ściągnie do portu. Pomijam fakt, że samo holowanie też nie zawsze jest trywialną operacją.