Rejs na Zawiszy Czarnym Gdynia-Kłajpeda-Gdynia w dniach 2-5 listopada 2018r

Okiem oficera wachtowego

Do Gdyni przyjeżdżamy w piątek 2.11 około 1200. Poprzednia załoga schodzi z Zawiszy za godzinę, więc mamy chwilę na posiłek. Po godzinie wracamy na nadbrzeże i możemy już wejść na pokład. Bagaże wrzucamy na koje. Ponieważ w tym rejsie pełnię rolę oficera wachtowego pierwszej wachty to moja koja jest w kabinie oficerskiej na prawej burcie. Mam koję górną. Zaletą tej koi jest to, że mogę się na niej całkowicie rozprostować (na koi załogi, na której spałem podczas poprzedniego rejsu byłem nieco za długi dla tamtej koi). Ale między koją o sufitem jest mało miejsca a drabinka nie pomaga w wejściu. Dopiero po kilku próbach, już podczas rejsu, opracowałem sprawny i bezpieczny sposób wślizgiwania się do koi i schodzenia z niej. Ale teraz nie ma czasu zastanawiać się nad wygodą koi. W kabinie nawigacyjnej jest odprawa oficerów. Spotykamy się my, czworo oficerów wachtowych (bo jest jedna pani oficer - Agnieszka) oraz Miłosz (kapitan-stażysta) i Krzysztof (starszy oficer). Oficerowie wachtowi dostają wytyczne co do przebiegu służby w trakcie rejsu, obowiązków w zależności od rodzaju sprawowanej wachty i co powinno być przećwiczone z wachtą jeszcze przed wyjściem z portu. Dowództwo statku przypomina, że jako oficerowie wachtowi w trakcie wachty nawigacyjnej to my prowadzimy statek i zgodnie z Kodeksem Morskim to my odpowiadamy za bezpieczeństwo statku i żeglugi. Zdajemy sobie z tego oczywiście sprawę ale wypowiedzenie tego przez zastępcę kapitana w kabinie nawigacyjnej, na pokładzie czterdziestometrowego żaglowca ma szczególny wydźwięk. W zasadzie mamy tę samą robotę nawigacyjną i odpowiedzialność co oficerowie na innych „zwykłych” statkach handlowych.

Po zakończeniu odprawy robię spotkanie z moją wachtą. Mam wachtę I, czyli naszym rejonem pracy jest dziób. W trakcie manewrów portowych odpowiadamy za cumy dziobowe oraz szpring dziobowy a w trakcie żeglugi za żagle przednie: latacz, bomkliwer oraz kliwer – żagle podnoszone na sztagach odchodzących z bukszprytu. Omawiam z wachtą zasady bezpiecznej pracy i zachowania na pokładzie, co robić w trakcie alarmów, przymierzamy i dopasowujemy szelki bezpieczeństwa oraz zakładamy treningowo kapoki. Po tej części przychodzi czas na pierwsze ćwiczebne postawienie żagla. Stawiamy bomkliwer. Aby to zrobić to najpierw dwie osoby idą na bukszpryt aby rozmarlować żagiel. Inni w tym czasie, spośród wielu innych lin, identyfikują gdzie są szoty i kontraszoty oraz fał i kontrafał. Gdy jesteśmy gotowi – stawiamy żagiel a następnie go zrzucamy i klarujemy. W sumie te wszystkie działania zajęły nam i wszystkim innym wachtom około godziny.

O koło 1600 rzucamy cumy i wychodzimy z portu. Naszym celem jest Kłajpeda. Po wyjściu z Gdyni nasza wachta przejmuje prowadzenie statku, gdyż od 1600 do 2000 mamy wachtę nawigacyjną. Tak więc od razu zaczynam od mocnego akcentu. Jeszcze nie przypomniałem sobie nawyków z poprzedniego rejsu na Zawiasie a już muszę od razu „wejść na pełne obroty”. Na Zatoce jest ruch statków, na które trzeba zwracać uwagę. Trzeba pilnować utrzymywania zadanego kursu aby iść obok torów podejściowych do portów i przecinać je pod kątem prostym w zadanych przez kapitana miejscach po uprzedniej zmianie kursu. Trzeba zgłosić przecinanie toru na radiu i prowadzić nasłuch radiowy. W między czasie starszy oficer poleca jeszcze przebrasowanie rei. Co prawda jest sternik za sterem, są osoby wyznaczone do prowadzenia obserwacji ale i tak oficer musi ogarnąć wszystko i na wszystko mieć oko. Mijając Hel już jest spokojniej, gdyż statek ma stały kurs a i ruch staje się mniejszy. O 2000 zdaję wachtę następnemu oficerowi, co znajduje potwierdzenie we wpisie w dzienniku. Schodzimy z wachty. Mamy teraz czas posiedzieć w kubryku i pogadać z resztą załogi. Nasza kolejna wachta rozpoczyna się o 0400 więc nie musimy od razu iść spać.

Nasza kolejna wachta przypada na żeglugę po pełnym morzu. Idziemy wodami rosyjskimi. Mijamy w oddali kutry rybackie. Płyniemy w nocy, więc oprócz obserwacji optycznej przez wyznaczone osoby prowadzę także obserwację radarową oraz śledzę sytuację na AIS. Na radarze widzę za nami duży obiekt. Na AIS odczytuję, że to statek Christina, który idzie takim samym kursem jak my i również zmierza do Kłajpedy. Na razie jest za nami około 12 mil ale płynie szybciej od nas o 3,5 węzła. Zatem za jakiś czas będzie nas wymijał. Dlatego też w miarę zmniejszania się dystansu między nami coraz ważniejsze staje się utrzymanie przez nas stałego kursu, aby statek wyprzedzający miał jasność co do naszych zamiarów. Zbliżając się do Kłajpedy widzimy w oddali dwa statki stojące na kotwicy przed portem a nasz towarzysz z nocy, statek Christina, omija naszego „Zawiasa” z naszej lewej burty, w dużej odległości. Nasza wachta dobiega już końca. Oficerowi następnej wachty zdaję służbę przekazując informację o sytuacji wokół naszego statku. Jeszcze wpis w dzienniku i wachta zdana. Ale nie kładziemy się spać, gdyż niebawem będziemy wchodzili do Kłajpedy.

Około 1000 podchodzimy do wejścia do portu. Jesteśmy na tyle dużą jednostką, że musimy wchodzić z pilotem portowym. I tutaj mamy dodatkową atrakcję – do naszej burty podchodzi motorówka pilotowa i pilot w biegu przesiada się na nasz pokład. Obserwuję tę operacje z dziobu, gdyż nasza wachta w alarmie manewrowym obsługuje cumy i szpringi dziobowe. Zbliżając się do nadbrzeża mamy już przygotowane do podania na ląd odpowiednie liny. Na nadbrzeżu stoi już dwóch cumowników, których za moment wesprze nasz desant. Zacumowanie i ustawienie statku przy kei przebiega bez problemów i po pół godzinie pada komenda „tak stoimy” co oznacza koniec manewru cumowania. Klarujemy cumy i rozpoczynamy postój w Kłajpedzie.

Do obiadu zostało niecałe 2 godziny więc robimy szybki spacer po Kłajpedzie. Dla mnie jest to już druga wizyta w tym porcie więc raczej to ja proponuję trasę spaceru. Po obiedzie korzystamy z pryszniców w marinie i po toalecie większość załogi schodzi na ląd by popołudnie i wczesny wieczór spędzić na degustacji lokalnych specjałów. Ale raczej próbujemy, niż najadamy się, gdyż o 1900 czeka na nas na pokładzie kolacja. Po kolacji mamy wspólne szantowanie w kubryku. Jak zawsze na rejsach z Kapitanem Kaukazem daje on świetny koncert szant. Podczas tak miłego wieczoru przypada nam wachta trapowa. Oznacza to , że między 2200 a 2400 na pokładzie, przy trapie muszą dyżurować 2 osoby. Dzielę służbę w ten sposób, że każda para jest na służbie przez pół godziny. Zadaniem wachty trapowej jest pilnowanie, by osoby obce nie weszły na pokład oraz kontrola cum i szpringów. Przy zmianie osób na służbie za każdym razem wychodzę z nową zmianą i również rzucam okiem, czy wszystko na pokładzie jest w porządku.

                      

Nazajutrz o godzinie 0600 wychodzimy z portu. Na pokład przybywa pilot. W mroku przedświtu oddajemy cumy i kanałem portowym, mijając kilka statków wchodzących do Kłajpedy, idziemy w kierunku wyjścia z portu. Przed główkami zdajemy pilota i rozpoczynamy drogę powrotna do Gdyni.

Na razie idziemy na silniku. Nasza wachta nawigacyjna rozpoczyna się o 0800. Pomału zaczyna pojawiać się wiatr. Około 0900 stawiamy żagle (ale bez górnych żagli). Wg pierwotnego planu mamy zawinąć do Helu. ETA to 22.30. Ale przy takiej pogodzie szkoda stać w porcie. W rozmowie z kapitanem proponuję, by zrezygnować z zawijania do Helu ale iść teraz na samych żaglach i płynąć przez całą noc, zamiast stać na cumach. Kapitan nie ma nic przeciwko temu pomysłowi, ale zanim podejmie decyzję chce poznać zdanie załogi. „Głosami elektorskimi” wszyscy czterej oficerowie wachtowi są za żeglugą a nie staniem w porcie. Zatem decyzją kapitana odstawiamy silnik. Wyłączenie silnika odbywa się jak na filmach - nie ma stacyjki, czy też przycisku wyłączającego silnik ale przy stanowisku sternika jest telegraf maszynowy, za pomocą którego, przestawiając dźwignię, przekazywany jest sygnał do maszynowni odnośnie wyłączenia silnika. Zbliża się obiad więc póki co idziemy na żaglach już wcześniej postawionych. Ale po obiedzie stawiamy dodatkowo żagle górne oraz latacza. Tak więc „Zawisza Czarny” idzie teraz pod pełnymi żaglami! Szkoda, że nie ma kto z morza zrobić nam zdjęcia, bo byłoby naprawdę wspaniałe.

Im bliżej wieczora tym wiatr narasta. Osiąga 5B a my na samych żaglach robimy 7-8 węzłów. Ponieważ mamy zapas czasu to nasz kapitan-stażysta Miłosz postanawia dołożyć załodze dodatkową atrakcję – zrobimy zwroty na żaglach. Najpierw robimy zwrot przez rufę a potem zwrot przez sztag. W przypadku naszej wachty odpowiadamy za obsługę żagli przednich: kliwra, bomkliwra i latacza. Pozostałe wachty obsługują swoje żagle. Każdy ze zwrotów trwa ponad pół godziny. W naszym przypadku obsługa żagli polega na wybieraniu szotów trzech żagli, luzowaniu kontraszotów oraz pilnowaniu i przeciwdziałaniu, by żaden żagiel nie zawinął się na sztagu, ale przeszedł na drugą burtę. Ja, jako oficer, kieruję pracami wachty ale i tak 9 osób wachty momentami jest za mało, by wykonać we właściwym czasie te wszystkie prace. „Pożyczamy” więc od wachty II, która obsługuje foka i sztafoka, jedną osobę do pomocy. Pierwszy zwrot wyszedł nam tak sobie, ale przy drugim poszło już wszystko jak trzeba. Po prostu mamy już doświadczenie. Dla większości z nas zwroty pod żaglami na dużym żaglowcu to nowość, więc tym bardziej po zakończeniu manewrów wszyscy są zadowoleni i pod wrażeniem. To przecież zupełnie inna praca niż na małych jachtach gdzie są zazwyczaj 2 żagle. No i trwa to znacznie dłużej.

                       

Praktycznie cały dzień idziemy na żaglach. Wieczorem zrzucamy górne żagle oraz latacza. Reszta żagli pozostaje postawiona i dalej idziemy wyłącznie na żaglach. Nasza kolejna wachta nawigacyjna jest w godzinach 0000-0400. W trakcie tej wachty podchodzimy do Zatoki Gdańskiej. Tak więc znów mam ciekawą wachtę. Ruch statków staje się coraz większy. Jedne wychodzą z Zatoki, inne zmierzają do portów Trójmiasta. Tak więc znów prowadzimy wzmożoną obserwację optyczną, radarową i na AIS oraz prowadzimy nasłuch radiowy. Idziemy na żaglach, więc na maszcie niesiemy światło czerwone i zielone. Inne statki to widzą i ustępują nam drogi jako jednostce idącej pod żaglami. Ponieważ jesteśmy przed świtem to obawiam, się, by nie spotkać na kursie drobnych łódek rybackich, gdyż często wychodzą one przed wschodem słońca na łowiska. Są to na tyle małe jednostki, że mogą nie dawać widocznego echa na radarze, nie mają nadajników AIS więc nie widać ich również na chartplotterze. Pozostaje więc obserwacja optyczna. Oprócz tego trzeba pilnować utrzymywania kursu gdyż zbliżamy się do Helu (a jak brzeg to i płycizny) i zarazem utrzymywać odpowiedni kurs względem wiatru, by żagle pracowały. Żagle też trzeba trymować. Tak więc podczas tej wachty nie mam czasu na nudę. W zasadzie to stale krążę między radarem i konsolą AIS, a stanowiskiem sternika (wskazówki odnośnie trzymania kursu) oraz obserwatorami (uzyskanie informacji co widzą oraz upewnienie się, że obserwują akwen) i co godzinę schodzę do kabiny nawigacyjnej zrobić wpis w dzienniku i nanieść naszą pozycję na mapie. O ile podczas poprzednich rejsów jako załogantowi wachta nieco się dłużyła, to teraz jako oficerowi te cztery godziny wachty przelatują błyskawicznie. Pod koniec wachty mijamy Hel i jesteśmy już na Zatoce. O 0400 zdaję wachtę i kładziemy się na moment spać. Na moment, bo już po 2 godzinach ogłaszany jest alarm do żagli, a więc wszyscy na pokład. Zrzucamy żagle. Zajmuje to chwilę.

Już na silniku wchodzimy do portu handlowego w Gdyni. Znów praca na cumach – stajemy obok Muzeum Emigracji, gdzie na nadbrzeżu czeka cysterna. Zawisza tankuje około 14.000 litrów oleju napędowego. W trakcie tankowania przychodzi mi do głowy myśl, że właśnie stoimy w tym samym miejscu, przy Dworcu Morskim, gdzie cumowały nasze wspaniałe transatlantyki „Batory”, „Chrobry”, „Sobieski”, „Piłsudski” wraz z legendarnymi kapitanami, spośród których chyba najszerzej znany jest kpt. Mamert Stankiewicz, tak pięknie opisany przez Karola Olgierda Borchardta w książce „Znaczy Kapitan”. Ale nie mam czasu na wspominanie dziejów naszej marynarki gdyż starszy oficer wzywa oficerów do kabiny nawigacyjnej. Krótka odprawa ma na celu omówienie manewru cumowania w Basenie Prezydenta, gdzie Zawisza, obok ORP Błyskawica ma swoje stałe miejsce cumowania. Po zakończeniu tankowania i zakończeniu odprawy odchodzimy od nadbrzeża i idąc wewnętrznymi wodami portu wchodzimy do Basenu Prezydenta. Cumowanie przebiega bardzo sprawnie. Przecież to już dla załogi kolejny taki manewr w tym rejsie, więc każdy wie co ma robić. Po sklarowaniu cum pozostaje sprzątanie statku, pakowanie bagaży. Na rufie jest zbiórka załogi. Kapitan podsumowuje rejs i rozdaje wszystkim opinie z rejsu. Jeszcze pożegnania i uściski i około południa schodzimy z pokładu.

To już koniec rejsu. Jak zwykle, jak każdy rejs, także i ten trwał zdecydowanie za krótko. Zwłaszcza że i dowództwo statku i cała załoga tworzyła fantastyczny zespół.