Żeglowanie jachtem to nie tylko pływanie na żaglach po spokojnym morzu, przy ładnej pogodzie. Nie zawsze tak jest, jak to prezentują filmy. Życie żeglarza nie jest tak idylliczne. Każdy z nas, kto choć raz uczestniczył w rejsie, mógł zauważyć, że oprócz żagli równie istotnym źródłem napędu jachtu jest silnik spalinowy. Bo przecież nie zawsze wieje wiatr. Bo jak wieje, to może z takiego kierunku, że nie możemy iść na żaglach. Bo w pewnych sytuacjach żagle trzeba mimo wszystko wspomóc dodatkowym napędem. Bo do portów i marin jest zakaz wchodzenia na żaglach. Takich „bo coś tam” jest jak widać wiele. Mi również zdarzyło się prowadzić rejs jachtem żaglowym, podczas którego pływaliśmy wyłącznie na silniku, gdyż brak wiatru nie pozwalał na postawienie żagli. A jak wiatr już zaczął wiać, to prosto w dziób, a my nie mieliśmy czasu na halsowanie, gdyż musieliśmy o określonej porze zdać jacht w marinie. Tak więc silnik na jachcie odgrywa bardzo ważną rolę.

 

Na jachtach morskich stosuje się silniki wysokoprężne, czyli silniki diesla. Pomijając kwestie sprawności i innych parametrów eksploatacyjnych, wynika to również z kwestii bezpieczeństwa. Olej napędowy nie wytwarza bowiem łatwopalnych oparów, które powstają w przypadku benzyny. Tak więc nie istnieje niebezpieczeństwo, że na skutek ewentualnych nieszczelności w kabinie jachtu zbiorą się opary, które w pewnym momencie mogą eksplodować niszcząc jacht i zabijając lub ciężko raniąc załogę.

 

Dotychczas w swojej praktyce skipperskiej tylko raz miałem sytuację, że silnik nie chciał pracować. Na szczęście działo się to w zasięgu serwisu armatora i dla mnie oznaczało tylko to, że muszę na żaglach podejść do kei. Ale co by się stało, gdyby silnik nie chciał zadziałać po dłuższym przelocie po morzu, gdy szykujemy się do wejścia do obcego portu? Ta myśl prześladowała mnie praktycznie od momentu, gdy zacząłem prowadzić własne rejsy. Można poczytać różne książki, ale praktyki nic nie zastąpi. Tak więc, aby poznać tego tajemniczego żelaznego gościa mieszkającego pod zejściówką, od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem wzięcia udziału w szkoleniu dotyczącym silników diesla. Szkolenia, które znajdowałem odbywały się zazwyczaj kilkaset kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Ale wreszcie pojawiło się szkolenie w Warszawie. Nie zastanawiając się długo, od razu zapisałem się!

 

Szkolenie organizuje i prowadzi Olek Hanusz w Szkutni Wisła. Olek to ten facet, który na własnoręcznie zbudowanym jachcie ze sklejki, mieczowym, otwartopokładowym „King of Bongo”, samotnie przepłynął Atlantyk (https://zeglarski.info/artykuly/dinghy-pokonal-atlantyk/; https://www.redbull.com/pl-pl/dinghy-atlantic-olek-hanusz-jacht-ze-sklejki-king-of-bongo-martynika-atlantyk-wywiad). Do udziału w szkoleniu przekonało mnie również to, że Olek ma duże doświadczenie jako armator, który samodzielnie „rozgryzł” niejeden silnik.

 

W czerwcową słoneczną sobotę stawiam się więc w Szkutni Wisła. Szkutnia to mały hangar zlokalizowany na terenie Warszawskiego Klubu Wodniaków PTTK przy ulicy Wał Miedzeszyński. W środku, jak to w hangarze, pełno różnorakich narzędzi oraz części i innych „przydasiów”. Ale wszystko uporządkowane i na swoim miejscu. Pierwsze wrażenie jest więc pozytywne – profesjonalny porządek. Na środku hangaru stoi nasz pacjent: klasyczny dwucylindrowy silnik Volvo Penta MD7A. Obok wanna z wodą do chłodzenia, a rura wydechowa wyprowadzona jest poza hangar.

 

W szkoleniu uczestniczy 6 osób. Jest więc kameralnie i każdy ma możliwość popracowania z silnikiem. Na początku Olek wyświetla prezentację, podczas której omawia poszczególne podzespoły i układy silnika wyjaśniając, jaką pełnią rolę i w jaki sposób działają. Opowieść jest ciekawa, ale i zrozumiała. Wykład wzbogacony jest także krótkimi filmami ilustracyjnymi oraz ruchomym modelem przekrojowym silnika.

 

Po części teoretycznej przechodzimy do praktyki. Jesteśmy gotowi ubrudzić się olejem i ropą. Ale o to chodzi, by samemu coś zrobić przy silniku, a nie być tylko biernym widzem. Na początku ćwiczymy awaryjne uruchamianie silnika. Po zasymulowaniu awarii stacyjki uruchamiamy silnik za pomocą klucza/śrubokręta lub drutu. Brzmi tajemniczo, ale jak każdy z nas mógł się przekonać, jest to jak najbardziej możliwe. Po prostu wystarczy zewrzeć styki na rozruszniku.

 

A co w sytuacji, gdy silnik nie chce się wyłączyć? Tutaj także ćwiczymy procedurę awaryjną zgaszenia silnika: albo przez odprężnik (który już raczej rzadko jest spotykany w nowych silnikach), albo przez odcięcie paliwa z pompy. Gasimy również poprzez odcięcie powietrza. Ta ostatnia metoda pozwala na wyłączenie silnika nawet otwartą dłonią!

 

Trenujemy również, co zrobić, gdy nastąpi zapowietrzenie układu paliwowego lub gdy dostanie się tam woda. Z taką sytuację możemy stosunkowo często spotkać się podczas rejsu. Dlatego też Olek doprowadza do zapowietrzenia układu paliwowego. W wyniku zapowietrzenia silnik nie chce działać. Po omówieniu co i jak należy zrobić, mamy możliwość samodzielnie przeprowadzić procedurę odpowietrzania i ponownego uruchomienia silnika. I faktycznie. Silnik ożywa i działa jak trzeba.

 

Następnie zajmujemy się inną „popularną” usterką: brakiem chłodzenia silnika. Czyścimy więc i odpowietrzamy filtr wody zaburtowej. W kolejnym kroku wyjmujemy i dokonujemy inspekcji impelera pompy wody i montujemy go z powrotem do systemu obiegu wody. Dowiadujemy się również, jak wykorzystać uszkodzony impeler w sytuacji, gdy na pokładzie nie mamy nowego na wymianę.

 

Po omówieniu tych bardziej podstawowych problemów i sposobów radzenia sobie z nimi, poznajemy bardziej zaawansowane czynności, takie jak na przykład wymiana oleju i filtra, likwidacja luzu albo nawet wymiana paska klinowego alternatora, demontaż i sprawdzenie termostatu w kambuzie jachtu.

 

Oprócz powyższych Olek na bieżąco omawia różne praktyczne kwestie radzenia sobie z daną awarią. Jak ją rozpoznać, jakie mogą być symptomy, na co zwracać uwagę przy jej usuwaniu.

 

Osiem godzin szkolenia minęło niezauważalnie. Wychodząc z niego mam poczucie, że rozumiem, na czym polega silnik diesla i jak radzić sobie z najczęstszymi problemami, które mogą wystąpić podczas rejsu. Oczywiście, za rok, czy dwa, gdy być może spotka mnie taka awaria, to nie będę pamiętał szczegółów. Ale czytając instrukcję silnika lub podręcznik typu „diesel na jachcie” będę mógł sobie przypomnieć, że już to kiedyś robiłem i nie będę się bał wykonać pewnych czynności. Bo przecież już raz taką awarię usuwałem.

 

Uważam, że warto wziąć udział w takim szkoleniu. Pozwala to nabyć pewności i w pewnym stopniu uniezależnić się od pomocy z brzegu, co może mieć niekiedy istotne znaczenie.

 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, niebo, dom, tekst

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający ziemia, silnik, Część samochodowa, maszyna

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający ubrania, osoba, obuwie, ziemia

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający osoba, ziemia, narzędzie, obuwie

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający osoba, ubrania, człowiek, obuwie

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający silnik, osoba, ubrania, maszyna

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający osoba, silnik, ubrania, inżynieria

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

Obraz zawierający osoba, ubrania, obuwie, silnik

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.